sobota, 2 listopada 2013

Dyskusja po filmie „Attenberg” Athiny Rachel Tsangari z udziałem psychoterapeutki psychoanalitycznej Agnieszki Leźnickiej-Łoś, krytyka filmowego Jana Topolskiego i publiczności


Rozmowa rozpoczęła się od początku, czyli od pierwszej sceny filmu – nauki pocałunku – „jednej z najbardziej niezwykłych scen pocałunku w historii kina” (Jan Topolski). Agnieszka Leźnicka-Łoś zaproponowała dwa sposoby myślenia o bohaterce filmu. Pierwszy, w którym „niezwykły pocałunek”, obawa przed seksualnością, „prywatne języki” Mariny, czy inne oznaki jej odmienności są wynikiem regresji do zachowań dziecięcych w obliczu czegoś, czemu trudno stawić czoła – jak dorosłość z jej zadaniami, a także umieranie ojca. I drugi sposób myślenia, czy „diagnozy”, w którym inność Mariny jest raczej wynikiem deficytu i braku możliwości podjęcia zadań dorosłości. Te dwa punkty widzenia i dylemat, jak patrzeć na Marinę, a także na całą opowiedzianą w filmie historię, której bohaterem jest być może również Grecja, czy miasto, w którym toczy się akcja, były kontynuowane w odniesieniu do innych wątków filmu.

Te wątki to – w warstwie fabularnej – wątek umierania, przygotowywania się na śmierć i towarzyszenia umieraniu ojca oraz wątek wchodzenia w seksualność, oba – mówiła psychoterapeutka – inicjacyjne, jako że zarówno własna śmierć, jak i „pierwszy raz” zdarzają się tylko raz. W dyskusji pojawił się wątek różnych języków, czy „języków prywatnych”, próba rozumienia filmu poprzez filtr opozycji natura – kultura, rozważania na temat utraty przez Marinę matki oraz związanej z tym brakiem relacji bohaterki z własną kobiecością.

Różne, „prywatne języki”
Spora część dyskusji przebiegała wokół metafory „różnych języków”. Część dyskutujących widziała raczej to, co w „prywatnych językach” bohaterki (zachowania „zwierzęce”, gry językowe, dziwne kroki) jest niedostatkiem, a więc to, że takie języki nie umożliwiają porozumiewania się z szerszym światem, ze społeczeństwem. Inni podkreślali fakt, że jakiś język i jakiś rodzaj komunikacji i doświadczania bliskości był dla bohaterki możliwy, zarówno w relacji z ojcem, jak i z przyjaciółką. Marina stworzyła też swój prywatny język z „inżynierem” (znaczące jest jednak to, że nie poznajemy jego imienia), z którym rozwijała relację seksualną, ale można pytać, czy ich język coś zbudował, czy coś z tej relacji zostało. Ostatnia wspólna scena – mówiła Agnieszka Leźnicka-Łoś – zdawała się pokazywać dwie samotne osoby, które się nie znają i nic o sobie nie wiedzą. Można powiedzieć, że na tym polega różnica między językiem prewerbalnym i werbalnym – że ten pierwszy rozumieją najbliżsi z otoczenia dziecka, a ten drugi wprowadza dziecko w świat społeczny. W filmie oprócz języka zwierząt sir Attenborough, ministerstwa dziwnych kroków, gier językowych ojca i córki, czy pełnej analizy relacji seksualnej, jest też język francuskich piosenek o miłości, których młode kobiety się uczyły i które wydawały się wnosić „normalne” młodzieńcze życie i pragnienia. Można więc powiedzieć, że „Attenberg” to film o poszukiwaniu języka, umożliwiającego komunikację.

Natura i kultura
Tytuł filmu, pochodzący od przekręcenia przez przyjaciółkę bohaterki nazwiska sir Davida Attenborough na „Attenberg”, wprowadza motyw rozłączności, wzajemnej interakcji i próby łączenia natury z kulturą. Sir Attenborough robi programy o życiu zwierząt, które Marina z ojcem oglądają i z których bohaterka „uczy się życia”. Wyraz „Attenberg” kojarzy się natomiast z nazwą miasta, a miejsce, w którym żyją bohaterowie jest jednostajnym i podupadającym miastem, wybudowanym u początku życia Mariny przy powstałych tu kopalniach, a obecnie miastem wyeksploatowanym przez przemysł, obrazem przegranej obustronnie walki człowieka z naturą. Budowniczym tego miasta był ojciec głównej bohaterki. Ostatnia scena, w której długo oglądamy ujęcie dźwigu kopiącego w ziemi, po tym, jak Marina rozrzuciła nad morzem prochy ojca przynosi myśl, że cała ziemia jest prochami po zmarłych, śladem lub grobem tego, co przeminęło i że z tego lub na tym próbujemy budować. A także że ważną częścią człowieka jest natura, „ziemia”, coś pierwotnego i biologicznego, coś, co nie jest do wypowiedzenia w żadnym języku.

Pytanie o prognozę
Wiemy, że Marina straciła matkę, wydaje się też, że oprócz realnego braku matki, bardzo mało było w życiu bohaterki pamięci czy wiedzy o matce – w filmie wyglądało to tak, jak by ojciec jej nie wprowadzał, nie przypominał, być może w ten sposób radząc sobie z jej utratą. Podobnie jak w opowiadanej przez ojca historii Grecji nie było ciągłości, tak nie było ciągłości w życiu Mariny – nie wiedziała, jak się odnieść do swojej kobiecości, co o niej myśleć, nie miała z kim się w tej sprawie identyfikować. Jej tęsknotę za matką widać w fascynacji piersiami, które nie tyle ją pociągały, co raczej przyciągały, tak jak by do nich tęskniła. Ojciec Mariny natomiast sam mówi, że niewiele jej ofiarował, niewiele nauczył z tego, co trzeba umieć, żyjąc w świecie. Ojciec jest architektem wyeksploatowanego miasta, być może obraz miasta jest obrazem jego wnętrza, być może także wnętrza bohaterki?

W dyskusji mniej lub bardziej wyraźnie pojawiało się pytanie, czy bohaterka wyruszy w bardziej społeczne, werbalne, człowiecze, a nie „zwierzęce” życie, czy opuści zniszczony krajobraz i spróbuje go wypełnić czymś żywszym. Odpowiedzi padały różne – m.in. to, że nie pojechała z prochami ojca do Hamburga może pokazywać, że nie miała odwagi rozpocząć takiej podróży. Również relacja Mariny z mężczyzną wydawała się nie przynieść żadnej stałej zmiany. Jednocześnie odpowiedzią może być dostrzeżenie zmiany, którą bohaterka przechodzi w trakcie filmu – od lęku i odrzucenia seksualności do podjęcia próby zbadania tego obszaru życia. Odpowiedź może także przynosić scena, w której Marina najpierw wielokrotnie wypowiada swoje imię w odpowiedzi na pytania ojca, a potem jak gdyby mu się przedstawia, tak, jak by właśnie stała się sobą.


Spotkanie zakończyło się przygotowanym przez Agnieszkę Leźnicką-Łoś cytatem z Kultury jako źródła cierpień Freuda: „(...) szczęścia w życiu poszukuje się przeważnie w rozkoszowaniu się pięknem w każdej sytuacji, w której jawi się ono naszym zmysłom i naszemu osądowi – pięknem ludzkich form i gestów, obiektów naturalnych i krajobrazów, wytworów sztuki, a nawet nauki. Owo estetyczne nastawienie do celu życiowego oferuje niewielką ochronę przed zagrażającymi cierpieniami, ale za to wiele może zrekompensować.” (S. Freud, Pisma społeczne, 2009)


 
Dyskusję streściła Julia Jastrzębska

1 komentarz:

  1. ‘Attenberg’,
    splot – wkroczenie seksualności, wkroczenie śmierci,
    wspólna jest tu chyba niemożliwość (u)symbolizowania tego i tego,

    w przypadku córki oznacza to szybkie nagłe dorastanie
    a nieobecność matki wymusza jakiś przeskok,
    nie ma szans na identyfikację kobiecą
    gdy wkracza do nieznanego świata – seksualności,
    choć moim zdaniem Marina i tak świetnie sobie radzi,
    choćby sięgając poza własny horyzont,
    do nieznanego języka – francuskich piosenek o miłości,
    i piosenek zespołu Suicide


    w ostatniej rozmowie z ojcem - gdy ten zwraca się do niej
    zdrobnieniem imienia - córka mówi 'nie' i prosi
    by ojciec zwrócił się do niej w dojrzałej formie imienia,
    i jeszcze raz, i jeszcze raz, i jeszcze raz,
    i córka wita się z ojcem – „Marina”, „Tata”

    to jednocześnie pożegnanie,
    (i) coś już symbolicznego

    potem w końcowej łóżkowej scenie z inżynierem Marina już nie gada,
    za to 'go' przyjmuje i obejmuje – i to jest już akt seksualny,
    nie symboliczny,
    bliższy światu zwierząt
    pokazanemu w filmach Sir Davida Attenborough

    obie sceny kojarzą się z wkroczeniem w dojrzałość,
    w przyjęcie dojrzałości.


    Mimo wszystko ten kolejny grecki film
    wydał mi się optymistyczny w porównaniu z filmem 'Kieł',
    z filmem przesyconym przemocą działań i znaczących,
    nie dających szans na wykroczenie za ‘mur domu’
    w świat zewnętrzny i dojrzałość,
    na choćby pozorną spójność języka i świata,
    na jakieś metaforyzowanie rzeczywistości,
    a tu w ‘Attenberg’ ojciec i córka bawią się słowami,

    Tu w ‘Attenberg’ ojciec mówi wprost do córki
    o ograniczeniach swego modernistycznego świata,
    ‘niewiele cię nauczyłem’ o świecie,
    i tym ‘niewiele’ otwiera furtkę na zewnątrz miasta
    w którym żyją i umierają.

    Jako architekt ojciec trochę przypomina inżyniera
    z książki (i filmu) 'Homo Faber',
    ojca którego inżynierskie podejście do świata
    buduje tylko tyle co architektura pokazana w ‘Attenberg’
    – doskonały ale nietrwały materialny świat,
    który kiedyś rozpuści się niczym góra lodowa
    i nic tu nie pomoże równie współczesna ‘inżynierska’ medycyna,

    ojciec umiera, jego modernistyczny świat nie daje oparcia
    ani jemu ani córce w spotkaniu z seksualnością i śmiercią,


    w ‘Attenberg’ z obrazów mam przed oczami nie zubożoną ziemię
    i dziwne prawie bezludne miasteczko po którym defilują przyjaciółki
    lecz morską zatokę, w której córka chowa prochy ojca,
    martwy ojciec jest ojcem symbolicznym

    zatoka i morze otwierają się na widnokrąg świata,
    na nie-śmiertelność
    – coś co pociągnęło kiedyś Greków Iliady i Odysei,
    i co zostało przez Homera – na wieki – usymbolizowane

    tu reżyserka filmem powraca do miasta swego dzieciństwa
    i z tej indywidualnej perspektywy, opowiada o uniwersalnym dojrzewaniu,
    dojrzałości i możliwych i niemożliwych do przekroczenia ograniczeniach

    WK

    OdpowiedzUsuń