piątek, 14 lutego 2014

Streszczenie dyskusji po filmie Matthew Akersa „Marina Abramović – artystka obecna” z udziałem Elżbiety Bohomolec – psychoanalityczki oraz Stacha Szabłowskiego – historyka i krytyka sztuki


Zmieniło się tabu, nie jest nim dzisiaj nagość, tylko kontakt. Marina jest obecna i to robi ogromne wrażenie, ponieważ dzisiaj mało kto jest obecny.” – głos z publiczności
W MoMA Marina dosłownie 'się usadza' – sama nakłada sobie reguły, które ją umęczają, być może gdyby ich sobie nie nałożyła, musiałaby się spotkać z przychodzącymi do niej osobami, a to byłoby dla niej trudne.” – Elżbieta Bohomolec
Marina nie chce się z nikim spotykać, chce budować swój mit.” – Stach Szabłowski

Rozmowa po filmie Matthew Akersa toczyła się wokół postaci samej Mariny Abramović, ale także wokół sztuki performance'u oraz relacji sztuki, artysty i widza do instytucji, w których można sztukę oglądać. Główna kontrowersja dotyczyła pytania o to na ile sztuka Abramović wyraża coś prawdziwego i szczerego, a na ile jest to w pełni wyreżyserowana kreacja, nastawiona na budowanie własnego mitu i zarabianie na nim. Wiąże się to z refleksją nad naturą performance'u i celami sztuki w ogóle – jeśli te cele to kontestacja i dekonstrukcja zastanej rzeczywistości – jak widział je Stach Szabłowski, wówczas rewolucyjny i radykalny performance byłby reprezentantem sztuki w najczystszym wydaniu.

Performance i Abramović
Performance narodził się z kontrkulturowych korzeni – mówił Stach Szabłowski – był ze swojej natury antyinstytucjonalny. Sztuka Abramović w latach 70tych odczytywana była głównie w kategoriach politycznych – przodek Mariny był patriarchą prawosławnego kościoła serbskiego, oboje rodzice byli partyzantami w trakcie II wojny światowej. Natomiast po wojnie ojciec został uznany za bohatera narodowego, a matka była dyrektorką Muzeum Rewolucji i Sztuki w Belgradzie. Jugosławia w tym czasie była dość otwarta, jak na kraje bloku wschodniego – artyści mogli jeździć do Europy i przywozić to, co widzieli. Jednocześnie jest to czas, w którym ani w sztuce, ani tym bardziej w polityce nie ma kobiet. Marina, podobnie jak jej przodkowie, robi rewolucję – wprowadza do dyskursu sztuki i polityki kobietę, kobiece ciało i seksualność. I być może podobnie jak jej przodkowie z kontestatorki staje się bohaterką – to, co oglądamy w filmie w MoMA – mówił historyk sztuki, to zaprzeczenie idei performance'u, zupełna instytucjonalizacja. Jedyne co z niego pozostało, to brak reguł i brak reprezentacji akademickiej.

Marina – wątek biograficzny
W dyskusji pojawiały się pytania o powiązania między doświadczeniami artystki, a jej sztuką, na które sama Abramović często wskazuje. Elżbieta Bohomolec mówiła o jej identyfikacji z surową, rygorystyczną i zimną matką – artystka w swoich performance'ach była wobec siebie niezwykle sadystyczna. Ciekawy z tego punktu widzenia – mówiła psychoanalityczka – był bardzo symbiotyczny związek artystki z performerem Ulayem, para wydawała się nie potrzebować nikogo oprócz siebie. Być może związek ten był spełnieniem tego, czego zabrakło Marinie w relacji z matką. Być może – kontynuowała – związek ten mógł trwać, ponieważ ogromnie dużo agresji działo się w tworzonych wspólnie performance'ach, które stanowiły rodzaj rytualnych ram, co uwalniało od tej agresji życie osobiste Mariny i Ulaya. W filmie jest też pokazany początek końca tego związku, kiedy Ulay wstaje od stołu, przy którym wspólnie, w ciszy i bezruchu siedzą z Mariną od kilkunastu dni. W tym momencie pokazuje on, że jej cele nie są już jego celami.

Zdrada czy zmiana?
Dyskutujący długo zastanawiali się, czy w MoMA Marina Abramović buduje swój mit, bardzo świadomie odgrywa coś, co nastawione jest jedynie na nią, czy też rzeczywiście chce spotkać ludzi, którzy do niej przychodzą. Świat nie oszalał – mówiła osoba z publiczności – jeśli ludzie przychodzili do Abramović i jakaś część z nich coś w tym spotkaniu przeżywała, to musiało być w tym coś prawdziwego. Eksperymentowanie z własnym ciałem może się kończyć psychozą lub oświeceniem, w filmie widać elementy tego oświecenia i transformacji Abramović, widać głęboki kontakt z czymś bez formy i bez treści.

Świat oszalał – odpowiadał na to Stach Szabłowski – oszalał w takim sensie, że swój „desperacki głód transcendencji” ludzie próbują zaspokoić kimkolwiek, dokonując na niego projekcji, tym razem tym kimś jest artystka. A ona nie chce w MoMA nikogo spotykać, tylko budować swój mit nadczłowieka, stąd ból i rygor, które są tutaj narzędziami. Paradoks polega na tym, że żeby dostać się do MoMA trzeba być wyrazistym, radykalnym. Ale w MoMA przestaje się takim być – kontynuował krytyk sztuki. Marina Abramović podjęła świadomą decyzję skapitalizowania swojego dorobku. Pęknięcie w obrazie Abramović jest więc w miejscu, w którym używa ona i korzysta ze swojej historii radykalnej artystki, podczas gdy od lat nie jest już radykalna, nie robi takiej sztuki jak wcześniej. To co robi teraz, to nie jest dla historyka sztuki dzieło sztuki, tylko symptom, dziejący się na granicy instytucji i rynku. A artysta ma dekonstruować, a nie tworzyć mity.

Abramović się zmienia, dojrzewa – padały riposty z publiczności, przesunęła w swojej sztuce punkt ciężkości od radykalizmu do współodczuwania i współdziałania z drugą osobą. Podobnie jak zmieniło się tabu, które 40 lat temu związane było z ciałem i nagością, a dziś dotyczy kontaktu. Zaczynała od sadystycznego traktowania i szukania granic swojego ciała, od balansowania na granicy życia i śmierci. Odmieniło ją spotkanie z Ulayem – choć ich sztuka nadal była pełna agresji, była już dialogiem między dwiema osobami, a nie walką, toczoną na arenie własnego ciała. Po rozstaniu z Ulayem Marina mogła odszukać nowe, bardziej symboliczne środki wyrazu i przesunąć się od badania agresywnej i bolesnej rzeczywistości relacji do eksplorowania innych wymiarów kontaktu z sobą samą i z innymi. W MoMA nie mamy do czynienia jedynie z rynkiem i instytucją, Marina tworzy tam performance na temat Spotkania, pokazujący miejsce, w którym się znalazła po 40 latach drogi artystycznej. Być może w ograniczonym obszarze, ale dokonała transformacji i ta zmiana też jest sztuką...
(Być może przedstawiona dyskusja dotyka także różnicy między punktem widzenia psychoanalizy, w której zmiana jest sama w sobie wartością, a punktem widzenia sztuki radykalnej, w której zmiana może oznaczać zdradę.)

Dyskusję streściła Julia Jastrzębska



1 komentarz:

  1. Marina Abramović

    droga via ciało w podwójnym znaczeniu,
    ciało z którym wyrabia to wszystko
    i ona-ciało jakie wystawia na widok publiczności

    i reżim, i duchowość

    zamiast w samotności, w oddaleniu na słupie
    siedzi, ale wśród ludzi w The MoMa

    i tak wprowadza tę dawną cielesność umartwienia
    w miejsce publicznie usankcjonowane, po amerykańsku

    i staje się charyzmatyczna - przyciąga, wpływa na ludzi

    czy to robota marketingu?
    chyba nie bo sama odkrywa, że lubi 'fashion' Givenchy

    i w tym sensie jest autentyczna,
    - nie robi wrażenia popychanej z zewnątrz,
    skonfliktowanej wewnętrznie wobec tego
    'kim jestem i co robię ?',
    jak dajemy na to Marylin Monroe,

    a że wcześniej nie daje się 'ukrzyżować' choć jest blisko ?
    no to może właśnie zbawcze działanie
    'wpisania się' w amerykański porządek sztuki pop,
    'jestem artystką performance',
    którą wprowadzam na artystyczne salony instytucji,

    artystką z manifestem,
    zakładam, że manifestem nie wręczonym jej
    przez jakąś osobę lecz przyjętym przez nią,
    skonstruowanym ze skarbnicy znaczących
    przepuszczonych przez doświadczenie życia

    pisze i mówi:
    'Art is easy' ale i 'kids, to nie jest takie proste'

    Wędruje Marina z Bałkanów
    pod Freestyle'ową Statuę Lady Liberty,
    wędruje ze swą pojedynczością bardziej
    niż w ramach masowego exodusu,
    zahaczając po drodze o chiński mur

    zamiast nieczułej matki z pragnieniem wokół nierozpieszczania
    750 tysięcy przejrzeń w oczach innych - 'Love is easy'


    W tym filmie jest wiele ujęć dokumentalnych,
    ze spojrzeniem po drodze, przy pracy,
    ale jest jedno, które powraca wraz ze słowami
    - to gdzie siedzi wprost przed kamerą,
    i jest delikatna, w lekkim makijażu,

    to spojrzenie akurat skierowane jest do widowni filmowej,
    chyba liczniejszej niż marne 750 tysięcy

    Artystka jest obecna,
    no jest, przebija się ze swą obecnością,
    zostaje dostrzeżona

    WK

    OdpowiedzUsuń