„Zmieniło się tabu,
nie jest nim dzisiaj nagość, tylko kontakt. Marina jest obecna i to
robi ogromne wrażenie, ponieważ dzisiaj mało kto jest obecny.” –
głos z publiczności
„W MoMA Marina dosłownie
'się usadza' – sama nakłada sobie reguły, które ją umęczają,
być może gdyby ich sobie nie nałożyła, musiałaby się spotkać
z przychodzącymi do niej osobami, a to byłoby dla niej trudne.”
– Elżbieta Bohomolec
„Marina nie chce się z
nikim spotykać, chce budować swój mit.” – Stach Szabłowski
Rozmowa po filmie Matthew
Akersa toczyła się wokół postaci samej Mariny Abramović, ale
także wokół sztuki performance'u oraz relacji sztuki, artysty i
widza do instytucji, w których można sztukę oglądać. Główna
kontrowersja dotyczyła pytania o to na ile sztuka Abramović wyraża
coś prawdziwego i szczerego, a na ile jest to w pełni
wyreżyserowana kreacja, nastawiona na budowanie własnego mitu i
zarabianie na nim. Wiąże się to z refleksją nad naturą
performance'u i celami sztuki w ogóle – jeśli te cele to
kontestacja i dekonstrukcja zastanej rzeczywistości – jak widział
je Stach Szabłowski, wówczas rewolucyjny i radykalny performance
byłby reprezentantem sztuki w najczystszym wydaniu.
Performance i Abramović
Performance narodził się
z kontrkulturowych korzeni – mówił Stach Szabłowski – był ze
swojej natury antyinstytucjonalny. Sztuka Abramović w latach 70tych
odczytywana była głównie w kategoriach politycznych – przodek
Mariny był patriarchą prawosławnego kościoła serbskiego, oboje
rodzice byli partyzantami w trakcie II wojny światowej. Natomiast po
wojnie ojciec został uznany za bohatera narodowego, a matka była
dyrektorką Muzeum Rewolucji i Sztuki w Belgradzie. Jugosławia w tym
czasie była dość otwarta, jak na kraje bloku wschodniego –
artyści mogli jeździć do Europy i przywozić to, co widzieli.
Jednocześnie jest to czas, w którym ani w sztuce, ani tym bardziej
w polityce nie ma kobiet. Marina, podobnie jak jej przodkowie, robi
rewolucję – wprowadza do dyskursu sztuki i polityki kobietę,
kobiece ciało i seksualność. I być może podobnie jak jej
przodkowie z kontestatorki staje się bohaterką – to, co oglądamy
w filmie w MoMA – mówił historyk sztuki, to zaprzeczenie idei
performance'u, zupełna instytucjonalizacja. Jedyne co z niego
pozostało, to brak reguł i brak reprezentacji akademickiej.
Marina – wątek
biograficzny
W dyskusji pojawiały się
pytania o powiązania między doświadczeniami artystki, a jej
sztuką, na które sama Abramović często wskazuje. Elżbieta
Bohomolec mówiła o jej identyfikacji z surową, rygorystyczną i
zimną matką – artystka w swoich performance'ach była wobec
siebie niezwykle sadystyczna. Ciekawy z tego punktu widzenia –
mówiła psychoanalityczka – był bardzo symbiotyczny związek
artystki z performerem Ulayem, para wydawała się nie potrzebować
nikogo oprócz siebie. Być może związek ten był spełnieniem
tego, czego zabrakło Marinie w relacji z matką. Być może –
kontynuowała – związek ten mógł trwać, ponieważ ogromnie dużo
agresji działo się w tworzonych wspólnie performance'ach, które
stanowiły rodzaj rytualnych ram, co uwalniało od tej agresji życie
osobiste Mariny i Ulaya. W filmie jest też pokazany początek końca
tego związku, kiedy Ulay wstaje od stołu, przy którym wspólnie, w
ciszy i bezruchu siedzą z Mariną od kilkunastu dni. W tym momencie
pokazuje on, że jej cele nie są już jego celami.
Zdrada czy zmiana?
Dyskutujący długo
zastanawiali się, czy w MoMA Marina Abramović buduje swój mit,
bardzo świadomie odgrywa coś, co nastawione jest jedynie na nią,
czy też rzeczywiście chce spotkać ludzi, którzy do niej
przychodzą. Świat nie oszalał – mówiła osoba z publiczności –
jeśli ludzie przychodzili do Abramović i jakaś część z nich coś
w tym spotkaniu przeżywała, to musiało być w tym coś
prawdziwego. Eksperymentowanie z własnym ciałem może się kończyć
psychozą lub oświeceniem, w filmie widać elementy tego oświecenia
i transformacji Abramović, widać głęboki kontakt z czymś bez
formy i bez treści.
Świat oszalał –
odpowiadał na to Stach Szabłowski – oszalał w takim sensie, że
swój „desperacki głód transcendencji” ludzie próbują
zaspokoić kimkolwiek, dokonując na niego projekcji, tym razem tym
kimś jest artystka. A ona nie chce w MoMA nikogo spotykać, tylko
budować swój mit nadczłowieka, stąd ból i rygor, które są
tutaj narzędziami. Paradoks polega na tym, że żeby dostać się do
MoMA trzeba być wyrazistym, radykalnym. Ale w MoMA przestaje się
takim być – kontynuował krytyk sztuki. Marina Abramović podjęła
świadomą decyzję skapitalizowania swojego dorobku. Pęknięcie w
obrazie Abramović jest więc w miejscu, w którym używa ona i
korzysta ze swojej historii radykalnej artystki, podczas gdy od lat
nie jest już radykalna, nie robi takiej sztuki jak wcześniej. To co
robi teraz, to nie jest dla historyka sztuki dzieło sztuki, tylko
symptom, dziejący się na granicy instytucji i rynku. A artysta ma
dekonstruować, a nie tworzyć mity.
Abramović się zmienia,
dojrzewa – padały riposty z publiczności, przesunęła w swojej
sztuce punkt ciężkości od radykalizmu do współodczuwania i
współdziałania z drugą osobą. Podobnie jak zmieniło się tabu,
które 40 lat temu związane było z ciałem i nagością, a dziś
dotyczy kontaktu. Zaczynała od sadystycznego traktowania i szukania
granic swojego ciała, od balansowania na granicy życia i śmierci.
Odmieniło ją spotkanie z Ulayem – choć ich sztuka nadal była
pełna agresji, była już dialogiem między dwiema osobami, a nie
walką, toczoną na arenie własnego ciała. Po rozstaniu z Ulayem
Marina mogła odszukać nowe, bardziej symboliczne środki wyrazu i
przesunąć się od badania agresywnej i bolesnej rzeczywistości
relacji do eksplorowania innych wymiarów kontaktu z sobą samą i z
innymi. W MoMA nie mamy do czynienia jedynie z rynkiem i instytucją,
Marina tworzy tam performance na temat Spotkania, pokazujący
miejsce, w którym się znalazła po 40 latach drogi artystycznej.
Być może w ograniczonym obszarze, ale dokonała transformacji i ta
zmiana też jest sztuką...
(Być może przedstawiona
dyskusja dotyka także różnicy między punktem widzenia
psychoanalizy, w której zmiana jest sama w sobie wartością, a
punktem widzenia sztuki radykalnej, w której zmiana może oznaczać
zdradę.)
Dyskusję
streściła Julia Jastrzębska
Marina Abramović
OdpowiedzUsuńdroga via ciało w podwójnym znaczeniu,
ciało z którym wyrabia to wszystko
i ona-ciało jakie wystawia na widok publiczności
i reżim, i duchowość
zamiast w samotności, w oddaleniu na słupie
siedzi, ale wśród ludzi w The MoMa
i tak wprowadza tę dawną cielesność umartwienia
w miejsce publicznie usankcjonowane, po amerykańsku
i staje się charyzmatyczna - przyciąga, wpływa na ludzi
czy to robota marketingu?
chyba nie bo sama odkrywa, że lubi 'fashion' Givenchy
i w tym sensie jest autentyczna,
- nie robi wrażenia popychanej z zewnątrz,
skonfliktowanej wewnętrznie wobec tego
'kim jestem i co robię ?',
jak dajemy na to Marylin Monroe,
a że wcześniej nie daje się 'ukrzyżować' choć jest blisko ?
no to może właśnie zbawcze działanie
'wpisania się' w amerykański porządek sztuki pop,
'jestem artystką performance',
którą wprowadzam na artystyczne salony instytucji,
artystką z manifestem,
zakładam, że manifestem nie wręczonym jej
przez jakąś osobę lecz przyjętym przez nią,
skonstruowanym ze skarbnicy znaczących
przepuszczonych przez doświadczenie życia
pisze i mówi:
'Art is easy' ale i 'kids, to nie jest takie proste'
Wędruje Marina z Bałkanów
pod Freestyle'ową Statuę Lady Liberty,
wędruje ze swą pojedynczością bardziej
niż w ramach masowego exodusu,
zahaczając po drodze o chiński mur
zamiast nieczułej matki z pragnieniem wokół nierozpieszczania
750 tysięcy przejrzeń w oczach innych - 'Love is easy'
W tym filmie jest wiele ujęć dokumentalnych,
ze spojrzeniem po drodze, przy pracy,
ale jest jedno, które powraca wraz ze słowami
- to gdzie siedzi wprost przed kamerą,
i jest delikatna, w lekkim makijażu,
to spojrzenie akurat skierowane jest do widowni filmowej,
chyba liczniejszej niż marne 750 tysięcy
Artystka jest obecna,
no jest, przebija się ze swą obecnością,
zostaje dostrzeżona
WK