Zdaniem
Deleuze’a i Guattariego psychoanalityczne podejście do terapii
psychozy stanowi formę przemocy, która co prawda obejmuje wszystkich członków społeczeństwa kapitalistycznego, jednak w
przypadku schizofreników jawi się w całej swej okazałości.
„Edypalna »organizacja« narzucona zostaje psychotykowi w celu
przypisania mu braku (nieobecności) owej organizacji w samym jego
ciele”1. To właśnie stąd bierze swój początek chorobowy
albo kliniczny aspekt doświadczenia schizofrenicznego
(przypomnijmy, że Lacan wielokrotnie podkreśla rolę terapii
jako spotkania psychotycznego pacjenta z figurą ojcowską w
postaci psychoanalityka). Próba ponownej implementacji Edypa nie
jest w żadnym wypadku odpowiedzią na „problem” psychotyka.
„Wręcz
przeciwnie, jest chory właśnie za sprawą edypalizacji, której
został poddany [...] i której nie jest w stanie dłużej
wytrzymać: on, który zwykł wyprawiać się w długie podróże.
To tak, jak gdyby stale sprowadzać do domu kogoś, kto zdolny jest
wprawić w ruch całe kontynenty i kultury. Nie cierpi z powodu
podzielonego ja lub strzaskanego Edypa, ale – przeciwnie – z
powodu powrotu do wszystkiego, co pozostawił. Spadek intensywności do poziomu ciała-bez-organów = 0; autyzm oznacza, że
schizol nie znajduje innego sposobu reakcji na powstrzymanie
wszystkich jego inwestycji w rzeczywistość, na bariery stawiane
przed nim przez edypalny system społecznej i psychicznej represji”.2
W
kontekście schizoanalitycznych rozstrzygnięć Deleuze’a i
Guattariego realny cel terapii psychoanalitycznej okazuje się
możliwy do ujęcia w kategoriach wobec niej zewnętrznych.
Psychoanalityk – kapłan Edypa, wraz ze swymi sojusznikami:
urzędnikiem i funkcjonariuszem systemu opieki psychiatrycznej –
pragnie doprowadzić pacjenta do stanu tożsamego z autyzmem. Już
sędzia Schreber w trakcie swojej sądowej batalii o odzyskanie
prawa do samostanowienia wskazywał na policyjny charakter
przyjmowanej przez psychiatrów perspektywy, w której jego
ekscentryczne zachowania klasyfikowane były przede wszystkim jako
naruszające porządek społeczny i dlatego skazujące go na
izolację od społeczeństwa. Stan autyzmu jest dla psychiatry
idealnym kresem uznawanej za niemożliwą do wyleczenia choroby –
szaleniec zaprzestał podróży (terytorialnych lub dyskursywnych),
nie chce się już nikomu wymykać, nawet samemu sobie. Oto cel
psychoanalitycznej terapii:
„Strumień,
który pozwala się zatkać Edypowi; obiekty częściowe, które
pozwalają się podciągnąć pod kategorię pełnego obiektu,
nawet gdy nieobecne – fallus w ramach kastracji; zerwania
strumieni, które dają się projektować na przestrzeń
mityczną; poliwokalne łańcuchy, które dają się
biuniwokalizować, linearyzować, oddzielić od znaczącego;
nieświadomość, która pozwala się wyrażać; synteza
konektywma, która pozwala na swoje całościowe wykorzystanie;
synteza dysjunktywna, która pozwala użyć się w sposób
wykluczający i ograniczony; synteza koniunktywna wykorzystywana
osobowo i oddzielająco”.3
Przypadek
schizofrenika dlatego jest tak niezwykle istotny dla projektu
schizoanalitycznego, że w pozwala wyraźnie dostrzec, w ich bezpośrednim działaniu, mechanizmy edypalne, na których ufundowana
jest psychoanaliza. Schizofrenik, co przyznaje sama psychoanaliza,
jest tym, który wymknął się Edypowi, rozwinął siebie samego
jako proces nieustającej deterytorializacji, by następnie
natrafić na edypalną ścianę i w końcu zaniknąć.
Jako
odpowiedź na powszechną i zgubną dla produktywności pragnienia edypalizację, która w określonych warunkach wieść
może do faszyzmu (rozumianego, za Reichem, jako stan, w którym
masy, ale również poszczególne jednostki, same pragną własnego
zniewolenia i aktywnie działają na jego rzecz), Deleuze i Guattari
proponują coś na kształt „etyki pragnienia”,
„schizofrenizację”, która pozwoli wymknąć się procesom
edypalizacji. „Jesteśmy skutecznie konfrontowani z Edypem i
kastracją, jesteśmy do nich redukowani [...]. Szkoda już się
stała, terapia przyjęła formę przepełnionej odrzuceniem
edypalizacji, dlatego schizofrenizacja musi uleczyć nas z tego
leku”4. Jak ujmuje to Poeta, pozwalając dojść do głosu
protoschizoanalitycznym intuicjom:
„Oto
obraz życia na planecie zwanej Ziemią. Wszyscy są neurotykami,
wszyscy co do jednego. Uzdrowiciel albo – jeśli wolicie –
psychoanalityk jest superneurotykiem. Rzucił na nas zaklęcie.
Abyśmy zostali wyleczeni, musimy powstać z grobów i odrzucić
spowijające nas całuny. Nikt nie może tego zrobić za kogoś
innego – to osobista sprawa, którą najlepiej załatwić
zbiorowo. Musimy umrzeć jako jaźnie i odrodzić się w roju nie
jako byty osobne i poddane autohipnozie, lecz indywidualne i
spokrewnione”. 5
Na
czym polegać ma ta nowa etyka schizoanalizy, w jaki sposób załatwić zbiorowo tę osobistą sprawę? Zdaniem Deleuze’a i
Guattariego funkcja owej etyki jest następująca: „Uwolnić
przepływy, wzmagać sztuczność; schizol to właśnie ktoś
zdekodowany, poddany deterytorializacji”6. Kiedy mówimy o
wymiarze „etycznym” pojęcia schizofrenii, to właśnie w
sensie horyzontu (kierunku, w którym należy zmierzać, bieguna
koordynującego pewną marszrutę albo proces). To właśnie
zdaje się mieć na myśli Deleuze, gdy stwierdza: „Z
L’Anti-Oedipe najbardziej lubię to zdanie: nie, nigdy nie
widzieliśmy schizofrenika”7. Schizofrenik, o którym mowa,
który nie istnieje inaczej niż jako skazany na autodestrukcję
lub samobójstwo proces produkcji, to „schizofrenik, który w
zamknięciu, zniszczony lekami i społecznymi represjami zdolny jest
do wytworzenia czegoś poza lub pod schizofrenikiem. Naszym
zdaniem niektórzy schizofrenicy bezpośrednio wyrażają wolne
odkodowanie pragnienia”8. Schizofrenik na spacerze jest człowiekiem
pragnienia, miłośnikiem nowych wypraw – na pustynię, ku nowo
odkrytym kontynentom, w stronę zamieszkujących gwiazdy (przede
wszystkim Syriusza) cywilizacji.
„Ci
ludzie pragnienia – o ile już istnieją – są podobni
Zaratustrze. Znają niezwykłe cierpienie, zawroty głowy i choroby.
Mają swoje widma. Muszą ponownie wynaleźć każdy gest.
Człowiek taki tworzy jednak siebie jako człowieka wolnego,
nieodpowiedzialnego, samodzielnego, radosnego, zdolnego wreszcie
mówić i robić rzeczy we własnym imieniu, bez pytania o
pozwolenie; pragnienie, któremu nie brak niczego, strumień
przekraczający bariery i kody, imię niedesygnujące już
żadnego ego. Po prostu przestał się bać szaleństwa.
Doświadcza i przeżywa siebie niczym subtelne schorzenie, które
już go nie dotyka”.9
Naukę,
która płynie z doświadczenia schizofrenika, można porównać
do tej, którą dają wielcy artyści. W żadnym wypadku nie
chodzi o przykład, o prezentację jakiegoś – możliwego do
zrealizowania na drodze serii przekształceń – modelu, lecz o
wyznaczenie horyzontu, który pozwala dokonać niemożliwego:
wymknąć się samym sobie. „Jeśli schizofrenia jest pojęciem
ogólnym, to wielki artysta jest tym, kto przesadza mur schizofrenii
i dociera do nieznanej krainy, w której nie przynależy już do
żadnych czasów, żadnego środowiska, żadnej szkoły”10.
Fragment
książki Sędzia Schreber: Bóg,
nerwy i psychoanaliza Krzysztofa
Wolańskiego, wydanej przez Instytut Badań Literackich PAN
1 G.
Deleuze, F. Guattari, Anti-Oedipus, s. 134.
2 Tamże,
s. 134‒135.
3 Tamże,
s. 75.
4
Tamże,s.76.
5
H.Miller,Sexus,s.320.
6 Rozmowa
o L’Anti-Oedipe, s. 35.
7 G.
Deleuze, List do surowego krytyka, s. 35.
8G.Deleuze,OnCapitalismandDesire,w:G.Deleuze,DesertIslandsandOtherTexts
1953‒1974, tłum. M. Taormina, Cambridge–London 2004, s. 266.
9 G.
Deleuze, F, Guattari, Anti-Oedipus, s. 142.
10 Tamże,
s. 77.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz