piątek, 15 lutego 2013

„Etyczny” wymiar schizoanalitycznej kategorii schizofrenii


Zdaniem Deleuze’a i Guattariego psychoanalityczne podejście do terapii psychozy stanowi formę przemocy, która co prawda obejmuje wszystkich członków społeczeństwa kapitalistycznego, jednak w przypadku schizofreników jawi się w całej swej okazałości. „Edypalna »organizacja« narzucona zostaje psychotykowi w celu przypisania mu braku (nieobecności) owej organizacji w samym jego ciele”1. To właśnie stąd bierze swój początek chorobowy albo kliniczny aspekt doświadczenia schizofrenicznego (przypomnijmy, że Lacan wielokrotnie podkreśla rolę terapii jako spotkania psychotycznego pacjenta z figurą ojcowską w postaci psychoanalityka). Próba ponownej implementacji Edypa nie jest w żadnym wypadku odpowiedzią na „problem” psychotyka.
Wręcz przeciwnie, jest chory właśnie za sprawą edypalizacji, której został poddany [...] i której nie jest w stanie dłużej wytrzymać: on, który zwykł wyprawiać się w długie podróże. To tak, jak gdyby stale sprowadzać do domu kogoś, kto zdolny jest wprawić w ruch całe kontynenty i kultury. Nie cierpi z powodu podzielonego ja lub strzaskanego Edypa, ale – przeciwnie – z powodu powrotu do wszystkiego, co pozostawił. Spadek intensywności do poziomu ciała-bez-organów = 0; autyzm oznacza, że schizol nie znajduje innego sposobu reakcji na powstrzymanie wszystkich jego inwestycji w rzeczywistość, na bariery stawiane przed nim przez edypalny system społecznej i psychicznej represji”.2
W kontekście schizoanalitycznych rozstrzygnięć Deleuze’a i Guattariego realny cel terapii psychoanalitycznej okazuje się możliwy do ujęcia w kategoriach wobec niej zewnętrznych. Psychoanalityk – kapłan Edypa, wraz ze swymi sojusznikami: urzędnikiem i funkcjonariuszem systemu opieki psychiatrycznej – pragnie doprowadzić pacjenta do stanu tożsamego z autyzmem. Już sędzia Schreber w trakcie swojej sądowej batalii o odzyskanie prawa do samostanowienia wskazywał na policyjny charakter przyjmowanej przez psychiatrów perspektywy, w której jego ekscentryczne zachowania klasyfikowane były przede wszystkim jako naruszające porządek społeczny i dlatego skazujące go na izolację od społeczeństwa. Stan autyzmu jest dla psychiatry idealnym kresem uznawanej za niemożliwą do wyleczenia choroby – szaleniec zaprzestał podróży (terytorialnych lub dyskursywnych), nie chce się już nikomu wymykać, nawet samemu sobie. Oto cel psychoanalitycznej terapii:
Strumień, który pozwala się zatkać Edypowi; obiekty częściowe, które pozwalają się podciągnąć pod kategorię pełnego obiektu, nawet gdy nieobecne – fallus w ramach kastracji; zerwania strumieni, które dają się projektować na przestrzeń mityczną; poliwokalne łańcuchy, które dają się biuniwokalizować, linearyzować, oddzielić od znaczącego; nieświadomość, która pozwala się wyrażać; synteza konektywma, która pozwala na swoje całościowe wykorzystanie; synteza dysjunktywna, która pozwala użyć się w sposób wykluczający i ograniczony; synteza koniunktywna wykorzystywana osobowo i oddzielająco”.3
Przypadek schizofrenika dlatego jest tak niezwykle istotny dla projektu schizoanalitycznego, że w pozwala wyraźnie dostrzec, w ich bezpośrednim działaniu, mechanizmy edypalne, na których ufundowana jest psychoanaliza. Schizofrenik, co przyznaje sama psychoanaliza, jest tym, który wymknął się Edypowi, rozwinął siebie samego jako proces nieustającej deterytorializacji, by następnie natrafić na edypalną ścianę i w końcu zaniknąć.
Jako odpowiedź na powszechną i zgubną dla produktywności pragnienia edypalizację, która w określonych warunkach wieść może do faszyzmu (rozumianego, za Reichem, jako stan, w którym masy, ale również poszczególne jednostki, same pragną własnego zniewolenia i aktywnie działają na jego rzecz), Deleuze i Guattari proponują coś na kształt „etyki pragnienia”, „schizofrenizację”, która pozwoli wymknąć się procesom edypalizacji. „Jesteśmy skutecznie konfrontowani z Edypem i kastracją, jesteśmy do nich redukowani [...]. Szkoda już się stała, terapia przyjęła formę przepełnionej odrzuceniem edypalizacji, dlatego schizofrenizacja musi uleczyć nas z tego leku”4. Jak ujmuje to Poeta, pozwalając dojść do głosu protoschizoanalitycznym intuicjom:
Oto obraz życia na planecie zwanej Ziemią. Wszyscy są neurotykami, wszyscy co do jednego. Uzdrowiciel albo – jeśli wolicie – psychoanalityk jest superneurotykiem. Rzucił na nas zaklęcie. Abyśmy zostali wyleczeni, musimy powstać z grobów i odrzucić spowijające nas całuny. Nikt nie może tego zrobić za kogoś innego – to osobista sprawa, którą najlepiej załatwić zbiorowo. Musimy umrzeć jako jaźnie i odrodzić się w roju nie jako byty osobne i poddane autohipnozie, lecz indywidualne i spokrewnione”. 5
Na czym polegać ma ta nowa etyka schizoanalizy, w jaki sposób załatwić zbiorowo tę osobistą sprawę? Zdaniem Deleuze’a i Guattariego funkcja owej etyki jest następująca: „Uwolnić przepływy, wzmagać sztuczność; schizol to właśnie ktoś zdekodowany, poddany deterytorializacji”6. Kiedy mówimy o wymiarze „etycznym” pojęcia schizofrenii, to właśnie w sensie horyzontu (kierunku, w którym należy zmierzać, bieguna koordynującego pewną marszrutę albo proces). To właśnie zdaje się mieć na myśli Deleuze, gdy stwierdza: „Z L’Anti-Oedipe najbardziej lubię to zdanie: nie, nigdy nie widzieliśmy schizofrenika”7. Schizofrenik, o którym mowa, który nie istnieje inaczej niż jako skazany na autodestrukcję lub samobójstwo proces produkcji, to „schizofrenik, który w zamknięciu, zniszczony lekami i społecznymi represjami zdolny jest do wytworzenia czegoś poza lub pod schizofrenikiem. Naszym zdaniem niektórzy schizofrenicy bezpośrednio wyrażają wolne odkodowanie pragnienia”8. Schizofrenik na spacerze jest człowiekiem pragnienia, miłośnikiem nowych wypraw – na pustynię, ku nowo odkrytym kontynentom, w stronę zamieszkujących gwiazdy (przede wszystkim Syriusza) cywilizacji.
Ci ludzie pragnienia – o ile już istnieją – są podobni Zaratustrze. Znają niezwykłe cierpienie, zawroty głowy i choroby. Mają swoje widma. Muszą ponownie wynaleźć każdy gest. Człowiek taki tworzy jednak siebie jako człowieka wolnego, nieodpowiedzialnego, samodzielnego, radosnego, zdolnego wreszcie mówić i robić rzeczy we własnym imieniu, bez pytania o pozwolenie; pragnienie, któremu nie brak niczego, strumień przekraczający bariery i kody, imię niedesygnujące już żadnego ego. Po prostu przestał się bać szaleństwa. Doświadcza i przeżywa siebie niczym subtelne schorzenie, które już go nie dotyka”.9
Naukę, która płynie z doświadczenia schizofrenika, można porównać do tej, którą dają wielcy artyści. W żadnym wypadku nie chodzi o przykład, o prezentację jakiegoś – możliwego do zrealizowania na drodze serii przekształceń – modelu, lecz o wyznaczenie horyzontu, który pozwala dokonać niemożliwego: wymknąć się samym sobie. „Jeśli schizofrenia jest pojęciem ogólnym, to wielki artysta jest tym, kto przesadza mur schizofrenii i dociera do nieznanej krainy, w której nie przynależy już do żadnych czasów, żadnego środowiska, żadnej szkoły”10.


Fragment książki Sędzia Schreber: Bóg, nerwy i psychoanaliza Krzysztofa Wolańskiego, wydanej przez Instytut Badań Literackich PAN


1 G. Deleuze, F. Guattari, Anti-Oedipus, s. 134.
2 Tamże, s. 134‒135.
3 Tamże, s. 75.
4 Tamże,s.76.
5 H.Miller,Sexus,s.320.
6 Rozmowa o L’Anti-Oedipe, s. 35.
7 G. Deleuze, List do surowego krytyka, s. 35.
8G.Deleuze,OnCapitalismandDesire,w:G.Deleuze,DesertIslandsandOtherTexts 1953‒1974, tłum. M. Taormina, Cambridge–London 2004, s. 266.
9 G. Deleuze, F, Guattari, Anti-Oedipus, s. 142.
10 Tamże, s. 77.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz