sobota, 7 grudnia 2013

Streszczenie dyskusji po filmie "Gra" Rubena Östlunda z udziałem prof. Ireneusza Krzemińskiego - socjologa, Roberta Sadowskiego - psychoanalityka, Jana Topolskiego - krytyka filmowego oraz publiczności


Co ciekawi socjologa, a co psychoterapeutę w filmie „Gra” – pytał moderujący dyskusję Jan Topolski.

Film ten – odpowiadał profesor Ireneusz Krzemiński – pokazuje jak dalece człowiek jest istotą społeczną i co to znaczy być istotą społeczną na wielu różnych planach. Bardzo precyzyjnie jest w „Grze” ujęte, jak powstaje lojalność grupowa i ile jest przemocy w utrzymywaniu tej lojalności, a także jak ofiary stają się katami, a kaci ofiarami. Temat lojalności dotyczy również świata norm, głęboko zinternalizowanych przez szwedzkie społeczeństwo, skupiających się w dużej mierze na porządku i bezpieczeństwie, ale – jak widać to w filmie – czyniących człowieka kompletnie bezradnym wobec każdej sytuacji, która nie jest ujęta w tych normach, która „nie powinna się zdarzyć”. Film pokazuje klęskę tego, co nazywamy wielką ideą multikulturalizmu, czyli włączania różnych grup imigrantów w dominujące społeczeństwa europejskie. Okazało się to trudne nie tylko dlatego, że ci ludzie mają utrudniony rozwój i tzw. awans społeczny, ale również dlatego, że pojawiają się takie zjawiska jak to pokazane w filmie – że pozycja ofiary zostaje użyta do czerpania różnorakich profitów, że sytuacja naznaczenia jako tych, którym należy pomagać, jest wykorzystywana. Co jest wspierane przez poprawność polityczną i nakazywane przez nią nie reagowanie na sytuacje, które w innym układzie budziłyby ostrą reakcję. Odkryciem dla projektantów idei multikulturalizmu było to, że ci, którzy są szczególnie ochraniani, promowani, stwarza im się specjalne warunki, oni właśnie mogą to wykorzystać w taki sposób, który będzie całkowitą kontestacją porządku, w którym żyją.

W filmie jest też szereg smaczków socjologicznych – mówił prof. Krzemiński, np. to, że dwójka białych chłopców koleguje się z chłopcem azjatyckiego pochodzenia. Badania w Polsce (m.in. prof. Lewickiej) pokazują, że stosunek do osób azjatyckiego pochodzenia jest bez porównania bardziej życzliwy, niż do ciemnoskórych, czy do osób pochodzenia arabskiego. Jak widać w filmie, nie jest to tylko specyfika Polski – John jest zdecydowanie lepiej zintegrowany ze szwedzkim społeczeństwem, niż grupa chłopców ciemnoskórych, choć jest z kolei typowany na „kozła ofiarnego” w swojej grupie.

Gra” dobrze się też nadaje do rozmowy o więzi społecznej w społeczeństwach, w których podobnie jak w Szwecji wszystko jest zinstytucjonalizowane, poukładane, wzajemne oczekiwania członków społeczeństwa są jasno określone. W takim kontekście prawie nie ma miejsca na spontaniczne reakcje, w filmie na sytuację bójki w autobusie reaguje jeden człowiek i to ze starszego pokolenia.

Robert Sadowski, przekładając słowa prof. Krzemińskiego mówił o tym, że pobłażliwość i surowość są jak awers i rewers tego samego nieadekwatnego traktowania. W odpowiedzi na pytanie o punkt widzenia psychoterapeuty opowiadał o mechanizmie rozszczepienia i projekcji identyfikacyjnej, czyli o tym, jak zarówno pojedyncze osoby jak i całe grupy społeczne mogą rozdzielać własne doświadczenia, przeżycia, myśli, czy uczucia na „dobre” i „złe” , i te „złe”, niechciane, odpychać od siebie, żeby pozostawać w świecie idealnym. Są one wówczas widziane w innych oraz spodziewane od tych innych, w których zostały umieszczone. Być może taki mechanizm dotyczy zagadnienia agresji w „kulturalnym, europejskim, schludnym społeczeństwie” – kulturalni biali Europejczycy nie chcą przeżywać swojej agresji, więc widzą ją w odróżniających się kolorem skóry imigrantach. A ci – zgodnie z mechanizmem identyfikacji projekcyjnej – muszą ją przyjąć i zachowywać się według wyznaczonej im roli. Tych pierwotnych mechanizmów – rozszczepiania i projekcji – używamy częściej w sytuacjach zagrożenia, a więc żeby używać ich mniej, potrzebne jest poczucie bezpieczeństwa. Wydaje się, że normy zinternalizowane w pokazywanym w filmie społeczeństwie nie dają poczucia bezpieczeństwa. Że więcej jest tu „litery” prawa, niż „ducha” prawa, nie ma prawdziwego zaangażowania – mówił psychoanalityk.

Dyskusja toczyła się m.in. wokół pytania o to, jakie normy są zinternalizowane. Jedna z odpowiedzi brzmiała: zinternalizowane jest sprzątanie – kobieta przecierająca szybę po tym, jak dotykał jej chłopiec pochodzenia azjatyckiego; sprzątaczka zamiatająca przystanek, na polecenie której wszyscy, zarówno przestępcy, jak i ofiary grzecznie podnoszą nogi, umożliwiając wymiecenie śmieci spod siedzeń; kierowca autobusu, który nie interweniuje w sytuacji bójki, ale kiedy się ona kończy – naprawia drzwi, sprząta pojazd. Można powiedzieć, że w ten sposób usuwane są uczucia, treść, tak że zostaje tylko forma, czy wspomniana „litera” prawa. Gubi się wówczas sens tych norm, nie można się skomunikować, przekazywać treści, a to co jest sprzątane musi zostać gdzieś umieszczone, nie znika. Podkreślano totalność nastawienia na procedury, na pozorny porządek, zestawione z brakiem zainteresowania tym kogo i jakiej sytuacji te procedury dotyczą. „Ma być czysto i wszyscy powinni mieć bilety”, jeśli dzieje się coś spoza tych norm, jak przemoc, którą film jest przesiąknięty, to jest to niewidzialne, a wszyscy nadal zajęci są sprzątaniem i sprawdzaniem biletów. Taka sytuacja świadczy o chęci zanegowania całego obszaru doświadczenia związanego z agresją, ale też uniemożliwia troskę. W filmie – mówił ktoś z publiczności – jest nie tylko podział na białych i kolorowych, ale też na dorosłych i dzieci, mówiąc inaczej „Innym” są nie tylko imigranci, ale również dziecko. I wydaje się, że dzieci są tam zupełnie same, tak w rodzinie autochtonów, jak i imigrantów, dorośli, rodzice się nie pojawiają, nie oddzwaniają, nie pokazują się. Nikt inny też nie bierze na siebie roli rodzica – ani poproszone panie w kawiarni, ani kierowca autobusu, ani na koniec kontroler biletów. Policja nie może być wezwana. Tak naprawdę w tym opiekuńczym państwie nie ma zatem funkcji kontrolująco-opiekuńczej.

Łączy się z tym pytanie o to, dlaczego chłopcy sami się nie bronili, nie buntowali, nie pytali „co tu się dzieje”, „czego chcą sprawcy”, dlaczego ktoś, kto jest atakowany – poddaje się temu, dlaczego przemoc go paraliżuje. Chłopcy z rodzin imigranckich w filmie nie mają zinternalizowanych norm społecznych, ale kierują się popędowymi, natomiast biali chłopcy – mówiono z publiczności – byli odcięci od całej sfery instynktualnej, nie mieli kontaktu ani ze swoją agresją, ani z możliwością troszczenia się o siebie, co jest skutkiem braku opieki i troski doświadczanej od opiekunów. Jeśli brakuje troski i adekwatnych działań rodziców, dziecko nie ma jak nauczyć się troski o siebie. Jednocześnie byli za mali na to, żeby móc korzystać ze sfery norm, żeby posługiwać się dojrzałym superego, byli więc w tej sytuacji kompletnie bezradni.

Robert Sadowski opisywał mechanizm związany ze sztywnymi normami, który uniemożliwia myślenie – mamy w stosunku do obcych, brudnych, czy źle wykształconych etc. uczucia, których mieć nie chcemy, bo nie chcemy się widzieć jako osoby, które mają tyle okropnych uczuć. Wówczas wprowadzamy surowe normy, które czynią z nas „dobre, przystosowane” jednostki. Te normy mogą być użyteczne, ale jeśli przesadzamy z tym kagańcem, to skutki bywają takie, jak pokazuje „Gra”. Żeby nam się rzeczywiście dobrze razem żyło, to potrzebne jest zachowanie kontaktu z tymi niechcianymi emocjami, zarówno na poziomie jednostki, jak i społeczeństwa. Im większa jest różnica między tym, co pokazujemy, a tym, co rzeczywiście w nas jest, tym radykalniejszych form potrzebujemy, żeby okiełznać nasze życie popędowe.

Tematy te jak w soczewce zbiegały się w wątku dotyczącym kołyski. Przedmiot, który kojarzy się z bezbronnym dzieckiem, z miejscem, gdzie ma być ono uspokajane i opiekowane, w filmie budził zainteresowanie wyłącznie z powodu procedur, według których przeszkadzał, był w niewłaściwym miejscu. Był widziany, ale jak gdyby bez treści. Jednocześnie wysiłki obsługi pociągu, żeby dotrzeć do właściciela kołyski pozostawały bez żadnego skutku, podczas gdy możemy się domyślać, że właściciel – być może ojciec z rodziny imigrantów – słyszał i rozumiał kolejne komunikaty, ale nie zamierzał na nie reagować i podporządkować się regułom obowiązującym w pociągu. W związku z czym kołyska, przywodząca na myśl małe bezbronne dziecko, pozostawała porzucona, „bez opieki”.

Dyskusję zakończył prof. Krzemiński pytaniem o to, co by się stało, gdyby kołyska stała w polskim pociągu....


Dyskusję streściła Julia Jastrzębska

1 komentarz:

  1. ‘Gra’

    Gra o co?


    trafny jeden z komentarzy na końcu z sali,
    istnieje tu luka pomiędzy dziećmi i dorosłymi,

    dziećmi, którym wpojono trzymanie się zasad
    lecz pozostawiono samym sobie, bez możliwości obrony
    bez dostępu do 'karzącej ręki sprawiedliwości'

    dorosłymi, którzy nie interweniują,
    rodzicami do których nie można się dodzwonić,
    żałosną szefową sklepu z ciastkami i kawą, która mówi,
    że dzwonienie po policję to „poważna sprawa”,
    to k...a gdzie mają dzwonić? do Pana Boga?,

    jak nie ma ręki prawa, policji, dorosłych,
    to trzeba się bronić samemu,
    - walcz lub uciekaj - czyli stan wojny,
    najbardziej podstawowy stan

    film pokazuje, że nie ma,
    nie da się ustanowić ‘raz na zawsze’
    jednoznacznego, powszechnego skutecznego prawa
    - zasad i zewnętrznego karzącego miecza

    bo istnieje dążenie do 'gry'.


    Przyjęte normy nie działają nawet wśród dorosłych,
    przykład - kołyska z którą niemożebnie się certoli obsługa pociągu
    apelując raz za razem by właściciel zabrał ją z przejścia,
    próbują bezskutecznie - po szwedzku, po angielsku -
    coś zrobić z tym „gównem”,

    obsługa pociągu w końcu wystawia kołyskę-gówno na peron,
    gdzieś ‘na zewnątrz’ pociągu, w którym
    reprezentują i egzekwują bezskutecznie prawo

    lecz nie jest po sprawie,

    kołyska dociera do adresata,
    notabene ojca jednego z młodocianych przestępców,
    co pokazuje, że właściciel, 'dorosły imigrant'
    był obecny w pociągu lecz nie raczył się ujawnić,
    - czyli ojciec imigrant nie certoli się i nie uznaje
    powszechnych, umownych przyjętych zasad.


    O co więc ta gra?

    Scenka gdy grupą młodocianych imigrantów
    posila się pizzą po codziennej grze pokazuje to dobitnie

    po zdobyciu telefonów komórkowych
    od innych młodocianych tubylców
    - próbujących zachowywać się zgodnie
    z wpajanymi przez dorosłych normami -
    jeden z imigrantów dzwoni do tubylczej matki
    serwując jej obleśny tekst

    a młodzi tubylcy, poniżeni grą, bezradni
    zostają dodatkowo ukarani przez konduktora
    za powrót do domu bez biletów

    więc, nie warto ogołacać ludzi z umiejętności walki,
    lokować tego wyłącznie na zewnątrz
    w siłach porządkowych,

    tu scenka gdy ojcowie ograbionych chłopców próbują po czasie interweniować,
    odebrać jednemu z młodocianych imigrantów skradziony telefon,
    i wychować, wpoić mu coś z przyjętych tu zasad,

    lecz wkracza w to polityczna poprawność i macierzyńskie impulsy
    realizowane przez kobietę w ciąży, która ojcom wymierzającym sprawiedliwość
    'będzie się uważnie przypatrywać',

    ktoś musi pilnować strażników,
    którzy łatwo mogą stać się oprawcami.


    Inna ze puentujących grę scenek to ta, gdy anonimowa postać
    - sprzątaczka sądząc po kobiecym głosie bo tylko miotłę i rękę widać -
    sprząta brud z podłogi w miejscu gdzie siedzą młodociani oprawcy,

    ona mówi „przepraszam” a oni grzecznie, bez szemrania,
    podnoszą nogi do góry by mogła sprzątnąć.


    Sprzątaczka jest poza grą
    bo ktoś musi sprzątać w tym burdelu jakim jest ludzki świat,
    świat psychiczny w szczególności.



    WK

    OdpowiedzUsuń