środa, 23 stycznia 2013

„Biała Wstążka”. Historia nieprzedstawiona. Przedstawienie nienazwane.

 

W porównaniu z wcześniejszymi filmami Michaela Hanekego, Biała Wstążka nie razi okrucieństwem, nie sprawia, że chce się zamknąć oczy lub wyjść z kina. Film jest niesłychanie wciągający, wręcz hipnotyzujący. A jednak na sam koniec pozostawia w widzu wrażenie, że został popchnięty do granic wytrzymałości – wywołuje emocje, skojarzenia i fantazje, z którymi trudno jest sobie poradzić. Trochę jak uczucie totalnej dewastacji zaraz po wojnie.
W filmie ukazany jest portret dawnych czasów, z jego kulturalnym i religijnym kontekstem. Twarze wraz z charakterystyczną ekspresją wydaja się być nieznajome. Trudno jest utożsamić się z którąkolwiek postacią, a trudność ta czy raczej niechęć, utrzymuje się do samego końca. Mimo to, chęć oglądania jest rozbudzona. Tym, co na wstępie otrzymują widzowie jest obietnica wiedzy. Głos starego mężczyzny mówi: „Sądzę, że muszę opowiedzieć o dziwnych zdarzeniach, które miały miejsce w naszej wsi. Być może rzucą one nieco światła na niektóre sprawy tego kraju”.
Jednak obraz i głos relacjonujący wydarzenia, nie przystają do siebie - jak gdyby przynajmniej dwa punkty widzenia były konieczne, ale wciąż niewystarczające. W miarę rozwoju fabuły widownia wydaje się być coraz bardziej zwodzona: „Otrzymuje albo wymijającą odpowiedź albo zostaje zganiona za swą żądzę wiedzy, albo zostaje odprawiona z mitologicznie doniosłą informacją”*. Podobnie nauczyciel próbujący zrozumieć zdarzenia w wiosce. Niedługo po kulminacyjnej rozmowie z Pastorem wyjeżdża, a my słyszymy: „I już nigdy więcej nie ujrzałem żadnego z mieszkańców wsi. Ostatecznie zmienia swój zawód z nauczyciela na krawca – jak gdyby zaniechał odkrywania tego, co ludzkie, na rzecz zakrywania.
W taki sposób fabuła filmu przedstawia się na zewnątrz – zadziwiająco. Jakbyśmy wybudzili się w połowie snu lub koszmaru, kiedy tak wiele wątków jest niedokończonych i niewyjaśnionych. Nawet poczucie winy nie ma jasnej treści, jakbyśmy w milczeniu obserwowali dokonującą się zbrodnię. Ale co właściwie obserwujemy na ekranie?
W filmie widzimy dwie odmienne rzeczywistości. Z jednej strony sferę życia publicznego, zorganizowaną wokół pracy i obowiązków domowych. Wszystko jest uporządkowane – hierarchia wyraźnie ustanowiona, zasady surowe i bezwzględnie egzekwowane. Podstawowe zagrożenia, w postaci pragnień i więzi, muszą być pojmane, ograniczone i przezwyciężone. Jak w przypadku chłopca przywiązywanego na noc do łóżka lub ptaka schwytanego w klatkę.
Tymczasem za zamkniętymi drzwiami ukazane są ciemne strony natury ludzkiej, a my jesteśmy zapraszani do ich poznawania – w stopniu przekraczającym możliwości naszej wyobraźni i mechanizmów obronnych. Odkrywamy sadystyczne znaczenie edukacji, zrepresjonowanej seksualności, kazirodztwa, zawiści i rywalizacji prowadzącej do morderstwa, zakazanych emocji – złości, nienawiści, miłości i troski. Wtedy, gdy chłopiec zastaje w nocy ojca ze swoja córką w pokoju, jesteśmy świadkami nie tylko uwiedzenia i kazirodztwa, ale też sceny pierwotnej.
W konsekwencji widzimy jak niebezpieczne iluzje na temat natury ludzkiej – niewinność dzieci, nieśmiertelność, zakaz kazirodztwa, bezpieczeństwo domowe – są utrzymywane za cenę obłudy, wewnętrznej destrukcji i aktów samobójstwa. Ogrom samokontroli i samooszukiwania dotyczący pragnień nie jest poddawany pod refleksję. Podejrzenia, którymi nauczyciel dzieli się z pastorem, wywołują nieporównywalne z niczym oburzenie. Jak gdyby najgorsze zło zostało wyrządzone. A tym, kto się na nie odważył jest osoba z zewnątrz, nie należąca do społeczności.
Niestosowność wiedzy, która nie może się ujawnić, prowadzi do tajemniczych zdarzeń. Dziewczynka widzi we śnie to, co ma się urzeczywistnić. „Coś strasznego się z nim stanie – mówi - Czasem moje sny się sprawdzają”. I dochodzi do wypadku, na który jesteśmy przygotowani, choć nie na jego okrucieństwo. Okaleczone oczy upośledzonego chłopca, przywodzą na myśl mit o Edypie. Edyp oślepił się po tym, jak uświadomił sobie, że naruszył tabu będące fundamentem ustanowienia wewnętrznej i zewnętrznej rzeczywistości. W Białej Wstążce mieszkańcy wolą nie wiedzieć. Doktor powtarza: „Świat się nie zawali”. Ale nieuchronnie zbliża się wojna, a świat stopniowo ulega rozpadowi. Wojna stanowi wyraz totalnego załamania wartości, prawa i funkcji ochraniających.
Gdy Melanie Klein omawiała wczesne stadia kompleksu Edypa, zwracała uwagę na jego powiązania z poczuciem niewiedzy. Opisała sytuacje, w których dochodzi do poważnego lub wręcz całkowitego zahamowania ciekawości u dziecka z powodu silnej nienawiści jaką odczuwa wobec wykluczenia ze związku pary rodzicielskiej. Niewiedza jest tutaj tożsama z poczuciem bycia niezdolnym i impotentnym. W tym sensie mit o Edypie opisuje położenie człowieka, który odwraca wzrok od pragnień narzuconych mu przez naturę i w wyniku bezradności, zmuszony jest realizować tragiczną przepowiednie.
Klein podkreślała również, że rozwój człowieka zależy od stopnia, w jakim udaje mu się tolerować sytuacje frustracji wynikającą z konfliktu edypalnego. Na ile niewiedza przerodzi się w permanentne poczucie krzywdy i odrzucenia, czy raczej ciekawość i chęć rozumienia. To właśnie wrodzona ciekawość sprawia, że jesteśmy w stanie rozumieć – zastępować złudzenia bardziej realistycznym obrazem świata. Jest nie tylko podstawą uczenia się, ale również czynnikiem dzięki, któremu jesteśmy w stanie modyfikować nawet największe traumy przeszłości
Biała Wstążka jest zaproszeniem dla naszego pragnienia wiedzy i każe się zastanawiać nad kwestią nierozpoznania własnej historii. Pokazuje jak jedne iluzje wytwarzają kolejne, a rzeczywistośc przyjmuje coraz bardziej niepokojącą postać. Gwałtowna konfrontacja z prymitywnymi, sadystycznymi i perwersyjnymi częściami nas samych wydaje się nieunikniona - niewiedza nie zwalnia z odpowiedzialności, a zazdrosny Bóg ukarze „dzieci za grzechy rodziców aż po czwarte pokolenie”.
W wywiadzie na temat Białej Wstążki Haneke powiedział:
„Sztuka nie jest od tego, aby pocieszać. Nawet greckie tragedie działały jako swego rodzaju gwałt na widzach. Pytanie nie brzmi czy warto, tylko w jakim celu próbuje się potrząsnąć widzem. Ja to robię, by wymusić reakcję, sprowokować do samodzielnego myślenia. Żeby uświadomić rolę, jaką widz odgrywa w medialnym spektaklu”**.
Pytania wciąż pozostają aktualne: w co wierzymy? I co z naszą niewinnością?


Opracowanie na podstawie eseju Camellii Hanchevy The White Ribbon:
Katarzyna Modlińska


* Freud, S. (1908/2009). O dziecięcych teoriach seksualnych. W: S. Freud, Życie seksualne. Warszawa: Wydawnictwo KR
** http://www.polityka.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz