sobota, 2 listopada 2013
Wywiad z Rubenem Östlundem na temat filmu "Gra", opublikowany na portalu film.interia.pl
"Skąd zrodził się pomysł na ten film? Punktem
wyjścia był przeczytany przeze mnie artykuł prasowy. Opisywał kradzieże
dokonane przez grupę młodocianych przestępców okradających dzieci w
centrum Göteborga. Złodzieje byli w wieku pomiędzy 12 a 14 lat i używali
wyćwiczonej strategii..." - czytaj
Dyskusja po filmie „Attenberg” Athiny Rachel Tsangari z udziałem psychoterapeutki psychoanalitycznej Agnieszki Leźnickiej-Łoś, krytyka filmowego Jana Topolskiego i publiczności
Rozmowa rozpoczęła się
od początku, czyli od pierwszej sceny filmu – nauki pocałunku –
„jednej z najbardziej niezwykłych scen pocałunku w historii kina”
(Jan Topolski). Agnieszka Leźnicka-Łoś zaproponowała dwa sposoby
myślenia o bohaterce filmu. Pierwszy, w którym „niezwykły
pocałunek”, obawa przed seksualnością, „prywatne języki”
Mariny, czy inne oznaki jej odmienności są wynikiem regresji do
zachowań dziecięcych w obliczu czegoś, czemu trudno stawić czoła
– jak dorosłość z jej zadaniami, a także umieranie ojca. I
drugi sposób myślenia, czy „diagnozy”, w którym inność
Mariny jest raczej wynikiem deficytu i braku możliwości podjęcia
zadań dorosłości. Te dwa punkty widzenia i dylemat, jak patrzeć
na Marinę, a także na całą opowiedzianą w filmie historię,
której bohaterem jest być może również Grecja, czy miasto, w
którym toczy się akcja, były kontynuowane w odniesieniu do innych
wątków filmu.
Te wątki to – w
warstwie fabularnej – wątek
umierania, przygotowywania się na śmierć i towarzyszenia umieraniu
ojca
oraz wątek wchodzenia w seksualność, oba – mówiła
psychoterapeutka – inicjacyjne, jako że zarówno
własna śmierć, jak i „pierwszy raz” zdarzają się
tylko raz. W dyskusji pojawił się wątek różnych języków,
czy „języków prywatnych”, próba rozumienia filmu
poprzez filtr opozycji natura – kultura, rozważania na temat
utraty przez Marinę matki oraz związanej z tym brakiem relacji
bohaterki z własną kobiecością.
Różne, „prywatne
języki”
Spora część dyskusji
przebiegała wokół metafory „różnych języków”. Część
dyskutujących widziała raczej to, co w „prywatnych językach”
bohaterki (zachowania „zwierzęce”, gry językowe, dziwne kroki)
jest niedostatkiem, a więc to, że takie języki nie umożliwiają
porozumiewania się z szerszym światem, ze społeczeństwem. Inni
podkreślali fakt, że jakiś język i jakiś rodzaj komunikacji i
doświadczania bliskości był dla bohaterki możliwy, zarówno w
relacji z ojcem, jak i z przyjaciółką. Marina stworzyła też swój
prywatny język z „inżynierem” (znaczące jest jednak to, że
nie poznajemy jego imienia), z którym rozwijała relację seksualną,
ale można pytać, czy ich język coś zbudował, czy coś z tej
relacji zostało. Ostatnia wspólna scena – mówiła Agnieszka
Leźnicka-Łoś – zdawała się pokazywać dwie samotne osoby,
które się nie znają i nic o sobie nie wiedzą. Można powiedzieć,
że na tym polega różnica między językiem prewerbalnym i
werbalnym – że ten pierwszy rozumieją najbliżsi z otoczenia
dziecka, a ten drugi wprowadza dziecko w świat społeczny. W filmie
oprócz języka zwierząt sir Attenborough, ministerstwa dziwnych
kroków, gier językowych ojca i córki, czy pełnej analizy relacji
seksualnej, jest też język francuskich piosenek o miłości,
których młode kobiety się uczyły i które wydawały się wnosić
„normalne” młodzieńcze życie i pragnienia. Można więc
powiedzieć, że „Attenberg” to film o poszukiwaniu języka,
umożliwiającego komunikację.
Natura i kultura
Tytuł filmu, pochodzący
od przekręcenia przez przyjaciółkę bohaterki nazwiska sir Davida
Attenborough na „Attenberg”,
wprowadza motyw rozłączności, wzajemnej interakcji i próby
łączenia natury z kulturą.
Sir Attenborough robi programy o życiu zwierząt, które Marina z
ojcem oglądają i z których bohaterka „uczy się życia”. Wyraz
„Attenberg” kojarzy się natomiast z nazwą miasta, a miejsce, w
którym żyją bohaterowie jest jednostajnym i podupadającym
miastem, wybudowanym u początku życia Mariny przy powstałych tu
kopalniach, a obecnie miastem wyeksploatowanym przez przemysł,
obrazem przegranej obustronnie walki człowieka z naturą.
Budowniczym tego miasta był ojciec głównej bohaterki. Ostatnia
scena, w której długo oglądamy ujęcie dźwigu kopiącego w ziemi,
po tym, jak Marina rozrzuciła nad morzem prochy ojca przynosi myśl,
że cała ziemia jest prochami po zmarłych, śladem lub grobem tego,
co przeminęło i że z tego lub na tym próbujemy budować. A także
że ważną częścią człowieka jest natura, „ziemia”, coś
pierwotnego i biologicznego, coś, co nie jest do wypowiedzenia w
żadnym języku.
Pytanie o prognozę
Wiemy, że Marina straciła
matkę, wydaje się też, że oprócz realnego braku matki, bardzo
mało było w życiu bohaterki pamięci czy wiedzy o matce – w
filmie wyglądało to tak, jak by ojciec jej nie wprowadzał, nie
przypominał, być może w ten sposób radząc sobie z jej utratą.
Podobnie jak w opowiadanej przez ojca historii Grecji nie było
ciągłości, tak nie było ciągłości w życiu Mariny – nie
wiedziała, jak się odnieść do swojej kobiecości, co o niej
myśleć, nie miała z kim się w tej sprawie identyfikować. Jej
tęsknotę za matką widać w fascynacji piersiami, które nie tyle
ją pociągały, co raczej przyciągały, tak jak by do nich
tęskniła. Ojciec Mariny natomiast sam mówi, że niewiele jej
ofiarował, niewiele nauczył z tego, co trzeba umieć, żyjąc w
świecie. Ojciec jest architektem wyeksploatowanego miasta, być może
obraz miasta jest obrazem jego wnętrza, być może także wnętrza
bohaterki?
W dyskusji mniej lub
bardziej wyraźnie pojawiało się pytanie, czy bohaterka wyruszy w
bardziej społeczne, werbalne, człowiecze, a nie „zwierzęce”
życie, czy opuści zniszczony krajobraz i spróbuje go wypełnić
czymś żywszym. Odpowiedzi padały różne – m.in. to, że nie
pojechała z prochami ojca do Hamburga może pokazywać, że nie
miała odwagi rozpocząć takiej podróży. Również relacja Mariny
z mężczyzną wydawała się nie przynieść żadnej stałej zmiany.
Jednocześnie odpowiedzią może
być dostrzeżenie zmiany, którą bohaterka przechodzi w trakcie
filmu – od lęku i odrzucenia seksualności do podjęcia próby
zbadania tego obszaru życia. Odpowiedź może także przynosić
scena, w której Marina najpierw wielokrotnie wypowiada
swoje imię w odpowiedzi
na pytania ojca, a potem jak gdyby mu się przedstawia, tak, jak by
właśnie stała się sobą.
Spotkanie zakończyło się
przygotowanym przez Agnieszkę Leźnicką-Łoś cytatem z Kultury
jako źródła cierpień Freuda: „(...) szczęścia w życiu
poszukuje się przeważnie w rozkoszowaniu się pięknem w każdej
sytuacji, w której jawi się ono naszym zmysłom i naszemu osądowi
– pięknem ludzkich form i gestów, obiektów naturalnych i
krajobrazów, wytworów sztuki, a nawet nauki. Owo estetyczne
nastawienie do celu życiowego oferuje niewielką ochronę przed
zagrażającymi cierpieniami, ale za to wiele może zrekompensować.”
(S. Freud, Pisma społeczne, 2009)
Dyskusję
streściła Julia Jastrzębska
Subskrybuj:
Posty (Atom)