„Kod nieznany” nie
zachęca do interpretacji. Chciałoby się powiedzieć, że trudno
go odkodować. Nuda, wycofanie, zniechęcenie – to stany
pojawiające się po filmie. Być może są obroną przed zbliżeniem
się do czegoś, o czym on opowiada. Film pozostawia nas także z
uczuciem bezradności. Mamy do czynienia z pozornie niepołączonymi
historiami, które opowiadane są chaotycznie, jakby miało to
wywołać w nas dyskomfort, niepokój, którego bezpośrednie źródło
jest jednak trudne do uchwycenia. Nie ma momentów kulminacyjnych,
narastające napięcie nie zostaje rozładowane. Następują nagłe
ucięcia wątków - po chwilowym zaciemnieniu zaczyna się nowa
scena. Jako widzowie męczymy się, bo oglądając próbujemy złożyć
w całość te przeżycia, strzępki historii i własne pojawiające
się myśli.
Jest coś okrutnego w wystawianiu
widza na taką frustrację. Przemoc i wojna przewijają się też w
warstwie fabularnej filmu i skądinąd wiadomo, że leżą w
zainteresowaniach Hanekego. Pokazany w filmie fotograf wojenny, który
wydawać by się mogło, jest wyspecjalizowany w przyglądaniu się
przemocy, nie widzi, że wojna toczy się cały czas koło niego.
Nie musi jechać do Kosowa, bo ma ją w Paryżu. Zarówno widoczną w
napięciach pomiędzy francuzami a uchodźcami, ale także bardziej
subtelną między kobietami a mężczyznami, rodzicami a dziećmi. Sam fotograf jest agresywny, gdy
wycelowuje w ukryciu swój aparat w twarze kobiet w metrze. Może
jest paralelną postacią do samego Hanekego. Czy nie zdradza nam to
czegoś o samym reżyserze? Być może w jego działaniach tak jak
fotografa zaciera się granica, pomiędzy byciem rejestratorem
przemocy, a byciem jej podmiotem. Jeśli jesteśmy w kontakcie z
uczuciami, jakie wzbudza ten film, pojawi się w którymś momencie
pytanie, czy Haneke jest naszym surowym superego - bardzo wrażliwym,
ale też bardzo sztywnym moralizatorem, czy też staje się sadystą,
a my jego ofiarami? Kto widział inne jego filmy np. "Siódmy kontynent" lub "Funny games", ten musiał zadać sobie to pytanie.
Wspomniana scena w metrze, jak
większość w tym filmie, jest powolna w tempie, zbliżona do czasu
rzeczywistego. Tak jakbyśmy oglądali obiektywny zapis wydarzeń.
Przyglądamy się, lecz nie ma żadnych sugestii, co będzie dalej,
nic nie uruchamia naszej intuicji. Nic nas nie nakierowuje, nie
podpowiada, nie wiemy, na co się przygotować. A więc jesteśmy w
niepewności, gotowi na wszystko i nic. Jesteśmy też zupełnie
zdani na siebie, żeby nadać znaczenie temu, co widzimy. Czy to jest
w porządku robić w metrze portrety z ukrycia? Podobnie jak
fotografowane kobiety musimy rozpoznać swoje uczucia i poszukać
odpowiedzi w sobie.
Zarówno to, o czym opowiada film, jak
i sposób w jaki jest skonstruowany, budzi frustrację i jest trudne
do zniesienia. Wydaje się że, jedyne co przynosi ulgę, zarówno
widzom jak i postaciom filmowym to bębny, którym poświęcona jest
jedna scena, i które pojawiają się później jako tło dźwiękowe
w końcowych minutach filmu. Można mieć wrażenie, że jeśli jest
tu jakiś kod dostępny wszystkim, to są to właśnie te prymitywne
i dzikie rytmy odwołujące się do naszej pierwotnej natury. W
dźwiękach jest energia i rozładowanie, są uczucia. Ale nie ma
słów ani myślenia. Odpowiadają one pozawerbalnie na pierwotnym
cielesnym poziomie.
Można potraktować tę myśl jako
wskazówkę do psychoanalitycznego rozumienia tego filmu. Statyczna
kamera sugeruje obserwatora, tak jakby była jeszcze jakaś
instancja, która się przygląda. Haneke powiedział kiedyś, że
jego filmy należy oglądać z zaangażowaniem, spokojem wewnętrznym,
że wymagają siły i hartu ducha. Ten opis mógłby być też opisem
postawy psychoanalityka, który nie przestaje obserwować; ma hart
ducha, by trudne uczucia mogły zaistnieć. Psychoanalityk musi
znieść frustrację związaną z obcowaniem z pofragmentowaniem.
Jego praca polega na ogarnięciu tych porwanych myśli, surowych
nieopracowanych uczuć. Struktura filmu demaskuje też fakt, że
umysł nie jest linearny. Myśli się rwą, czasy się mieszają. Na
pierwotnym poziomie, czujemy się atakowani intensywnymi, trudnymi do
zniesienia uczuciami, stanami, czujemy się bezbronni i sfrustrowani
i to co najchętniej zrobilibyśmy z tym, to pozbyli się tego. Tak
jak po filmie najchętniej wyszlibyśmy z kina, zamiast zastanawiać
się nad nim. Tak jest też z przemocą w "Kodzie nieznanym".
Jest podstawową treścią tego filmu, ale paradoksalnie nie dane
jest nam przeżyć uczuć związanych z nią. Musimy zrobić z nią
to co bohaterowie. Odciąć, odsunąć się.
Tak więc oprócz dość czytelnej
opowieści o przemocy można powiedzieć, że Hanekemu udało się
skonstruować film obrazujący życie psychiczne człowieka w jego
pierwotnej postaci. Chaotyczna struktura i formalne zabiegi w nim zastosowane
są dobrą ilustracją tych umysłowych stanów, gdzie jeszcze nie ma
narracji, która wywodzi się z myślenia, natomiast można mówić o
poczuciu bycia atakowanym doznaniami, z którymi trudno sobie
poradzić. Odpowiadamy na nie potrzebą pozbycia się tego. W
przypadku filmu frustracją, znudzeniem i niechęcią.
opracowanie: Olga Szczepańska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz