Film Banksy’ego to historia
francuskiego sklepikarza Thierry’ego Guetty zafascynowanego
ulicznymi artystami, który nie mogąc rozstać się ze swoją kamerą
dokumentuje historię street-artu. Z czasem zaczyna naśladować
tych, których obserwuje.
Po obejrzeniu tego filmu zostajemy z
szeregiem pytań. Czy jest dokumentem, czy jest to obraz
fabularyzowany? Czy Thierry Guetta istnieje? Czy jest on artystą,
czy potworem? Być może celem Banksy’ego było zatarcie granicy
pomiędzy tym, co jest autentyczne, a co sfabrykowane i postawienie
nas w stanie konfuzji, pewnego niepokoju, żebyśmy nie wiedzieli.
Możemy jednak próbować zastanowić się, dlaczego takie pytania w
nas powstają. Wywołują one ciąg innych pytań, skojarzeń, np. na
temat tego co jest sztuką, a co nią nie jest. Idąc dalej: co jest
prawdą, a co nie jest prawdą? Źródłem tych pytań jest
emocjonalnie centralny moment w tej historii, utrata matki przez
Thierry’ego w dzieciństwie. Rodzi on wyobrażenie małego chłopca,
który musi postawić sobie pytanie: czy to w ogóle jest prawda, że
moja matka umarła? Co właściwie się stało? Możemy pomyśleć o
tym, że pytanie o status tego, czy świat jest prawdziwy, czy
nieprawdziwy i co jest prawdą, na zawsze pozostawia niepokój w
człowieku, który jest dotknięty taką traumą.
Przyjrzyjmy się Thierry’emu jako
postaci, która przeżyła traumę. Umarła mu matka, a on nawet nie
wiedział, że umiera, bo był chroniony przez rodzinę przed
wszystkimi informacjami. Później został wywieziony, być może
nawet nie był obecny na pogrzebie. Pojawiła się w jego życiu
ogromna wyrwa, której nie daje się wypełnić myślami o tym, co
się stało, przeżywaniem tej straty. Chwyta za kamerę, która
zaczyna być obiektem, który coś mu zastępuje, do którego on
przylega. Nagrywa niemalże wszystko. Być może po to, żeby już
nic nie przegapić, żeby już żadna chwila, którą on przeżywa,
nie minęła tak po prostu, nie zginęła. Nie jest w stanie później
nadać zarejestrowanemu materiałowi żadnego sensu. Jego filmy leżą
nieobejrzane w kartonach. Tak jakby nie mógł zbliżyć się do
myślenia o czymś. Montuje wreszcie swoje nagrania i oddaje
Banksy’emu. Wygląda to jak filmowanie kompulsywnego „naciskacza
pilota” i nic z tego nie wynika. Jest to zbiór fragmentów, który
na nic się nie składa.
Wydaje się, że można tę aktywność
Thiery'ego pomylić z wolnością. Wszyscy street-art’erzy są dla
nas ikonami wolności. Kiedy ich obserwujemy, większość z nas
raczej sekunduje im, niż policjantom, którzy ich gonią. Ta wolność
poddana jest tutaj złożonej refleksji. W pewnym sensie główny
bohater może się wydawać najbardziej wolny, ponieważ to on idzie
najdalej. Jest tak radykalny, jak tylko szaleniec może być
radykalny. Jednak psychoterapeuci, którzy dużo myślą na co dzień
o szaleństwie, wiedzą, że w szaleństwie, to co z pozoru może być
wolnością, czyli w przypadku Thierry’ego jego maniakalne
rozwijanie coraz to nowych szalonych idei, wynika z wewnętrznego
ograniczenia. On gromadzi, czy próbuje pochwycić w sposób
kompulsywny coś, czego już dawno nie ma. Nie może już w żaden
sposób uchwycić, sfilmować swojej matki. Choćby zgromadził nie
wiadomo ile zdjęć. To jest poszukiwaniem bez końca czegoś
utraconego. Z zewnątrz może się to wydawać wolnością, ale nią
nie jest.
Być może Thierry nie mógł w trakcie
swojego życia zbudować historii wypełnionej jakimś znaczeniem.
Gromadzi on materiał, którego nie przetwarza, nie nadaje mu sensów,
natomiast wykorzystuje go do zdobycia sukcesu, pieniędzy. Sztuka,
którą robi, jest pozbawiona poczucia tożsamości, ponieważ nie
przechodzi on etapu budowania swojego stylu, swojej tożsamości,
tylko z tych strzępów robi wielką wystawę.
Znaczący jest koniec tego filmu, kiedy
ściana, na której Thierry wypisał tytuł wystawy „Życie jest
piękne”, upada. On tworzy „swój świat” w miejsce czegoś, co
jest według niego nieuchwytne, nieprawdziwe, zamazane, nie wiadomo
jakie. W to miejsce tworzy swoje piękne życie przylegając do
kamery, artystów, Banksy’ego. Tam szuka swojej tożsamości.
Obcując z nimi nagle staje się artystą. Obcując z Banksy’m jest
prawie już taki jak Banksy. Będąc z kamerą jest filmowcem. On nie
ma swojej spójnej tożsamości, więc musi szukać, tworzyć takie
złudne światy. Jest duchem, który podąża za kimś jak cień. My
też w tym uczestniczymy i podobnie jak on sam, nie wiemy do końca,
jak to wygląda. Co tu się stało? Co w jego życiu się takiego
wydarzyło? To nie zostało nazwane.
Opracowanie: Łukasz Jędrych