środa, 3 sierpnia 2016

Streszczenie dyskusji po filmie „Klasa” Laurenta Canteta z udziałem Anny Blumsztajn, Tomasza Tuszewskiego, Janka Topolskiego i publiczności


O „Klasie” Canteta można sobie w pierwszej chwili pomyśleć, że znamy takie filmy. Nauczyciel w starciu ze zbuntowanymi nastolatkami. Banał i przewidywalność tutaj się jednak kończą. Przez dwie godziny jesteśmy narażeni na znoszenie trudnych i psychologicznie niejednoznacznych sytuacji, ujętych w niekończącej się pełnej napięcia słownej przepychance. Śledzimy przebieg kolejnych lekcji i obserwujemy jak atmosfera w klasie pogarsza się. Nauczyciel jest postacią posiadającą dużą przewagę, nie tylko z tytułu swojej pozycji względem uczniów, ale przede wszystkim dzięki kapitałowi kulturowemu, jak określiła to Anna Blumsztajn. Kluczowy tutaj jest język, a nadrzędna rola mentora jest podwójnie użyta: pozornie ma on uczyć, więc dawać coś od siebie. W praktyce zdarza mu się wykorzystywać swoją dominację językową w prowadzeniu nierównej walki ze swoimi uczniami. Język jest jednocześnie polem tej bitwy i bronią w niej użytą.
Nierówność językową pogłębia też fakt, że uczniami w większości są dzieci imigrantów, a nauczyciel to Francuz. Porusza to bardzo aktualny i trudny temat uchodźców, ale nie daje się tej kwestii uprościć jedynie do kontekstu społeczno-politycznego. Tomasz Tuszewski zaproponował szersze rozumienie: uchodźcami u Canteta jest właśnie młodzież, która dojrzewa, tym samym aspiruje do świata dorosłych. Nastolatki mają jednak gorszą pozycję, są imigrantami w świecie dorosłych. Znajdują się na nowym terenie i chcą robić to samo co dorośli. Jednak nie obowiązują tu równe prawa – także próbują zadawać pytania nauczycielowi, tak jak on im, i podważać to, co on mówi. Ewidentne wydaje się, że uczniowie prowokują nauczyciela, jednak to co być może trudniej zobaczyć to, że nie jest on tylko ofiarą. Jesteśmy zmuszeni obserwować jego wewnętrzną walkę, w której z reguły przegrywa sam ze sobą. Stara się, słucha, ale nadchodzi zawsze moment, że nie może wytrzymać i zaczyna działać w odwecie. Interakcje między nim a klasą ogląda się w dużym napięciu.
Jak zostało to zauważone w dyskusji, w klasie odtwarza się to co zawsze, gdy mamy do czynienia z sytuacją, w której uczestniczą i nastolatki i dorośli. To uniwersalny proces. Tomasz Tuszewski widzi w tym problem edypalny: uczniowie są u progu dorosłości. To co ich czeka, lub co już się dzieje, to przemiana z dziecka w dorosłego. Zmieniają się ich ciała. Sami mogą już mieć dzieci, więc znika naturalna bariera między nimi a dorosłymi. Nagle wszystko niebezpiecznie zaczyna się mieszać, jest to w jakiś sposób bliskie szaleństwu. Gdy w momencie konfrontacji uczniów z nauczycielem jedna z dziewczyn krzyczy „Pan zwariował!” wydaje się to odnosić właśnie do tego. Oni się zmieniają, w odpowiedzi na co nauczyciel też wychodzi ze swojej roli.
Trudność sytuacji tych młodych ludzi potęguje fakt, że nie mogą liczyć na pomoc pedagoga. Jeden z uczniów na lekcji opowiada o wstydzie związanym z tym, że matka kolegi zaproponowała mu obiad. Ta pozornie niezrozumiała opowieść nie spotyka się z zainteresowaniem nauczyciela, choć według Tomasza Tuszewskiego propozycja ta mogła mieć dla chłopaka znaczenie seksualne. „Jestem jak ojciec, mogę mieć relację z matką”. Odważył się na lekcji poruszyć bardzo intymną kwestię, jednak nauczyciel z jakichś powodów nie próbował nawet stanąć na wysokości zadania i otworzyć tę puszkę Pandory, zobaczyć, co siedzi w tych nastolatkach – jak ujęła to Anna Blumsztajn.
Dorośli wydają się być ślepi i głusi na komunikaty o podobnej treści, jakby były one jakoś zagrażające, albo jakby kwestia rozwijającej się seksualności nie istniała. Jedna z uczennic w trakcie rozmowy z nauczycielem mówi mu, że w wakacje przestała być dzieckiem, na co on reaguje z gwałtownością i w sposób wręcz sadystyczny i upokarzający dla dziewczyny, każe się przeprosić za złe zachowanie. To wyznanie go przeraża, bo czuje, że zagraża to jego pozycji w klasie, gdzie tylko on może być dorosły, bo inaczej straci posłuch. Prawda jest jednak taka, że mimo jego nalegania, by uczennica nadal pozostała dzieckiem, to relacja ta zmieniła się już w sposób nieodwracalny i jest to rozmowa mężczyzny z kobietą.
Gdy tak spojrzymy na kwestie dojrzewania w „Klasie”, mniej zaskakujące wydaje się uwielbienie jakim nauczyciele darzą Weya, imigranta z Chin. Podziwiają go i ich wzrusza. Zdaniem Tuszewskiego to co jest tak nagradzane to zahamowanie w rozwoju. Wey jest podporządkowany dorosłym, a cała jego popędowość wycofana z rzeczywistego świata realizuje się w grach komputerowych. Jednak nauczyciele to aprobują, bo nic im nie grozi ze strony młodego Chińczyka.
Wey wprawdzie opiera się rozwojowi, ale wydaje się, że nie sposób dać odpór sile dojrzewającej młodzieży, która nie jest w stanie znieść podporządkowania. Dochodzi do chwilowego odwrócenia sytuacji, gdy nauczyciel nieopacznie używa wobec ucznia słowa „ograniczony”. Musi wtedy ponieść konsekwencje nieporadnego używania języka i uruchamia się odwetowa reakcja uczniów. Jednak prawa panujące w szkole są dziełem dorosłych, dlatego pedagog nie ponosi odpowiedzialności. Tak jak dzieje się to w systemach rodzinnych, ktoś musi zostać wyrzucony na zewnątrz i tym najsłabszym ogniwem okazuje się Sulejman – czarnoskóry chłopak z emigranckiej rodziny, za którym nikt, poza bezradnymi kolegami z klasy nie jest w stanie się wstawić.
Sulejman zostaje wyrzucony ze szkoły, a w widzu dominuje prawdopodobnie uczucie żalu i pogubienia. Ostatnia scena filmu dobrze puentuje to, co oglądaliśmy przez dwie godziny. Już po zakończeniu roku jedna z uczennic mówi nauczycielowi, że niczego się nie nauczyła. Być może mówi o swoim poczuciu, że nie została wykonana wspólnie żadna psychologiczna praca. Miały miejsce dramatyczne wydarzenia, ale nie zostało uczynione żadne podsumowanie, nie zostały wyciągnięte żadne wnioski. Nikt niczego się nie nauczył.

Opracowała Olga Szczepańska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz