O
„Klasie” Canteta można sobie w pierwszej chwili pomyśleć, że
znamy takie filmy. Nauczyciel w starciu ze zbuntowanymi nastolatkami.
Banał i przewidywalność tutaj się jednak kończą. Przez dwie
godziny jesteśmy narażeni na znoszenie trudnych i psychologicznie
niejednoznacznych sytuacji, ujętych w niekończącej się pełnej
napięcia słownej przepychance. Śledzimy przebieg kolejnych lekcji
i obserwujemy jak atmosfera w klasie pogarsza się. Nauczyciel jest
postacią posiadającą dużą przewagę, nie tylko z tytułu swojej
pozycji względem uczniów, ale przede wszystkim dzięki kapitałowi
kulturowemu, jak określiła to Anna Blumsztajn. Kluczowy tutaj jest
język, a nadrzędna rola mentora jest podwójnie użyta: pozornie ma
on uczyć, więc dawać coś od siebie. W praktyce zdarza mu się
wykorzystywać swoją dominację językową w prowadzeniu nierównej
walki ze swoimi uczniami. Język jest jednocześnie polem tej bitwy i
bronią w niej użytą.
Nierówność
językową pogłębia też fakt, że uczniami w większości są
dzieci imigrantów, a nauczyciel to Francuz. Porusza to bardzo
aktualny i trudny temat uchodźców, ale nie daje się tej kwestii
uprościć jedynie do kontekstu społeczno-politycznego. Tomasz
Tuszewski zaproponował szersze rozumienie: uchodźcami u Canteta
jest właśnie młodzież, która dojrzewa, tym samym aspiruje do
świata dorosłych. Nastolatki mają jednak gorszą pozycję, są
imigrantami w świecie dorosłych. Znajdują się na nowym terenie i
chcą robić to samo co dorośli. Jednak nie obowiązują tu równe
prawa – także próbują zadawać pytania nauczycielowi, tak jak on
im, i podważać to, co on mówi. Ewidentne wydaje się, że
uczniowie prowokują nauczyciela, jednak to co być może trudniej
zobaczyć to, że nie jest on tylko ofiarą. Jesteśmy zmuszeni
obserwować jego wewnętrzną walkę, w której z reguły przegrywa
sam ze sobą. Stara się, słucha, ale nadchodzi zawsze moment, że
nie może wytrzymać i zaczyna działać w odwecie. Interakcje między
nim a klasą ogląda się w dużym napięciu.
Jak
zostało to zauważone w dyskusji, w klasie odtwarza się to co
zawsze, gdy mamy do czynienia z sytuacją, w której uczestniczą i
nastolatki i dorośli. To uniwersalny proces. Tomasz Tuszewski widzi
w tym problem edypalny: uczniowie są u progu dorosłości. To co ich
czeka, lub co już się dzieje, to przemiana z dziecka w dorosłego.
Zmieniają się ich ciała. Sami mogą już mieć dzieci, więc znika
naturalna bariera między nimi a dorosłymi. Nagle wszystko
niebezpiecznie zaczyna się mieszać, jest to w jakiś sposób
bliskie szaleństwu. Gdy w momencie konfrontacji uczniów z
nauczycielem jedna z dziewczyn krzyczy „Pan zwariował!” wydaje
się to odnosić właśnie do tego. Oni się zmieniają, w odpowiedzi
na co nauczyciel też wychodzi ze swojej roli.
Trudność
sytuacji tych młodych ludzi potęguje fakt, że nie mogą liczyć na
pomoc pedagoga. Jeden z uczniów na lekcji opowiada o wstydzie
związanym z tym, że matka kolegi zaproponowała mu obiad. Ta
pozornie niezrozumiała opowieść nie spotyka się z
zainteresowaniem nauczyciela, choć według Tomasza Tuszewskiego
propozycja ta mogła mieć dla chłopaka znaczenie seksualne. „Jestem
jak ojciec, mogę mieć relację z matką”. Odważył się na
lekcji poruszyć bardzo intymną kwestię, jednak nauczyciel z
jakichś powodów nie próbował nawet stanąć na wysokości zadania
i otworzyć tę puszkę Pandory, zobaczyć, co siedzi w tych
nastolatkach – jak ujęła to Anna Blumsztajn.
Dorośli
wydają się być ślepi i głusi na komunikaty o podobnej treści,
jakby były one jakoś zagrażające, albo jakby kwestia rozwijającej
się seksualności nie istniała. Jedna z uczennic w trakcie rozmowy
z nauczycielem mówi mu, że w wakacje przestała być dzieckiem, na
co on reaguje z gwałtownością i w sposób wręcz sadystyczny i
upokarzający dla dziewczyny, każe się przeprosić za złe
zachowanie. To wyznanie go przeraża, bo czuje, że zagraża to jego
pozycji w klasie, gdzie tylko on może być dorosły, bo inaczej
straci posłuch. Prawda jest jednak taka, że mimo jego nalegania, by
uczennica nadal pozostała dzieckiem, to relacja ta zmieniła się
już w sposób nieodwracalny i jest to rozmowa mężczyzny z kobietą.
Gdy
tak spojrzymy na kwestie dojrzewania w „Klasie”, mniej
zaskakujące wydaje się uwielbienie jakim nauczyciele darzą Weya,
imigranta z Chin. Podziwiają go i ich wzrusza. Zdaniem Tuszewskiego
to co jest tak nagradzane to zahamowanie w rozwoju. Wey jest
podporządkowany dorosłym, a cała jego popędowość wycofana z
rzeczywistego świata realizuje się w grach komputerowych. Jednak
nauczyciele to aprobują, bo nic im nie grozi ze strony młodego
Chińczyka.
Wey
wprawdzie opiera się rozwojowi, ale wydaje się, że nie sposób dać
odpór sile dojrzewającej młodzieży, która nie jest w stanie
znieść podporządkowania. Dochodzi do chwilowego odwrócenia
sytuacji, gdy nauczyciel nieopacznie używa wobec ucznia słowa
„ograniczony”. Musi wtedy ponieść konsekwencje nieporadnego
używania języka i uruchamia się odwetowa reakcja uczniów. Jednak
prawa panujące w szkole są dziełem dorosłych, dlatego pedagog nie
ponosi odpowiedzialności. Tak jak dzieje się to w systemach
rodzinnych, ktoś musi zostać wyrzucony na zewnątrz i tym
najsłabszym ogniwem okazuje się Sulejman – czarnoskóry chłopak
z emigranckiej rodziny, za którym nikt, poza bezradnymi kolegami z
klasy nie jest w stanie się wstawić.
Sulejman
zostaje wyrzucony ze szkoły, a w widzu dominuje prawdopodobnie
uczucie żalu i pogubienia. Ostatnia scena filmu dobrze puentuje to,
co oglądaliśmy przez dwie godziny. Już po zakończeniu roku jedna
z uczennic mówi nauczycielowi, że niczego się nie nauczyła. Być
może mówi o swoim poczuciu, że nie została wykonana wspólnie
żadna psychologiczna praca. Miały miejsce dramatyczne wydarzenia,
ale nie zostało uczynione żadne podsumowanie, nie zostały
wyciągnięte żadne wnioski. Nikt niczego się nie nauczył.
Opracowała Olga Szczepańska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz