piątek, 28 grudnia 2018
Opracowanie dyskusji po filmie Bartosza Kowalskiego „Plac zabaw” z udziałem psychoanalityczki Ewy Głód, krytyczki filmowej Anity Piotrowskiej i publiczności.
Fabularny, debiutancki obraz dokumentalisty Bartosza Kowalskiego to bardzo trudny film, który pozostawia widza w stanie szoku. Główni bohaterowie filmu to trójka uczniów szkoły podstawowej, Czarek, Szymek i Gabrysia, którym towarzyszymy przez kilka godzin w dniu zakończenia roku szkolnego. Zaglądamy też do ich domów, relacji z rodzicami, co nie pozostawia w nas wątpliwości, że każde z dzieci żyje w trudnym, wymagającym emocjonalnie świecie, niezależnie od statusu czy grupy społecznej, do której przynależy. Szymek opiekuje się chorym, niepełnosprawnym ojcem. W domu Czarka, który musi dzielić pokój z maleńkim bratem, brakuje pieniędzy i środków na zaspokojenie ważnych życiowych potrzeb. Gabrysia, pomimo komfortowych warunków materialnych wydaje się być w domu osamotniona podobnie jak chłopcy. W żadnym z domów nie spotykamy pełnej, opiekuńczej pary rodzicielskiej. Historia przedstawiona w filmie ma wstrząsające zakończenie – chłopcy beznamiętnie zabijają mniejsze od siebie dziecko, innego chłopca, napotkanego przypadkowo w centrum handlowym. Film, oparty na faktach, niepokoi i prowokuje do pytań, nie dając ostatecznych odpowiedzi - co tak naprawdę się stało, dlaczego, co wydarzyło się w chłopcach, co siedzi w ich głowach?
Psychoanalityczka Ewa Głód rozpoczęła dyskusję od podkreślenia kluczowej kwestii dotyczącej filmu, mianowicie faktu, że jest to historia o dorastaniu. Psychoanalityczka zaznaczyła, że dorastanie to szczególny okres w życiu, nasycony gwałtownymi impulsami i wewnętrznymi konfliktami, pojawiającymi się również w kontekście budzącej się seksualności. Dzieci - bohaterowie filmu wydają się być sami ze swoimi frustracjami, bez możliwości uzyskania lub sięgnięcia po wsparcie ze strony dorosłych zarówno w domu, jak i szkole. Niedostępność emocjonalna rodzicielskich postaci i deficyty w tym obszarze zwiastują, że stanie się coś złego.
Fakt, że historia pokazana w filmie wydarzyła się naprawdę, sprawia, że łatwo dostępne interpretacje analityczne są niesatysfakcjonujące i niewystarczające – jak dla przykładu ta o dramaturgii dojrzewania, gdy trzeba zabić w sobie Dziecko, by powołać do życia Dorosłego. Autentyczność historii budzi przerażenie, utrudniając myślenie i swobodne skojarzenia do filmu - niesie ze sobą rodzaj niebezpieczeństwa, że coś może się wydarzyć realnie, tak jak naprawdę wydarzyło się to, co widzimy na ekranie. Inaczej, niż na tytułowym placu zabaw, tutaj nic nie dzieje się symbolicznie, wszystko dzieje się konkretnie i realnie, co odsyła nas do ważnej kwestii jaką jest możliwość symbolizacji, niezbędna w procesie prawidłowego rozwoju umysłu.
Specjaliści pracujący z dziećmi zwracają uwagę, jak zmieniający się współcześnie świat - poprzez postęp technologii czy dostępność środków masowego przekazu - wpływa na procesy rozwojowe jednostki. Okres latencji, czyli wyciszenia wewnętrznych rozwojowych konfliktów, przypadający mniej więcej pomiędzy 6-12 rokiem życia, aktualnie wydaje się być zakłócany dopływem powszechnie obecnych, rozmaitych bodźców, często o jednoznacznie agresywnej lub seksualnej treści. Przestrzeń niezbędna do rozwijania wyobraźni, do czegoś, co może być na niby, w fantazji zostaje zaanektowana na przykład poprzez dostępność i powszechność gier komputerowych, w których granica między zabawą a realnością zaciera się. Skutkuje to przekraczaniem granic i eskalacją przemocy w realnej rzeczywistości. Przemoc wydaje się eskalować również w głównych bohaterach, od pojedynczych agresywnych aktów ku sekwencji sadystycznych działań.
Można myśleć, że chłopcy nienawidzą słabości, bo są obarczeni obowiązkami i znoszeniem czegoś, co wydaje się być dla nich za trudne – opieką nad niepełnosprawnym ojcem czy dzieleniem pokoju ze znacznie młodszym rodzeństwem. Jednocześnie w świecie zewnętrznym nie znajdują wsparcia do radzenia sobie z obciążeniami. Widzimy, że w doświadczeniach tych dzieci brakuje przestrzeni do rozmawiania przez co rzeczywistość, realność wydają się być wyłącznie źródłem frustracji i bólu. Jest to szczególny rodzaj opuszczenia. Nie ma miejsca na uczucia, nie ma przestrzeni, w której mogłyby one zostać zrozumiane, umieszczone i pomieszczone, czyniąc je tym samym łatwiejszymi do znoszenia i wytrzymywania. Brakuje dorosłych, którzy pomagaliby opracowywać, przekształcać nastoletnie emocje, impulsy, fantazje w ich surowej postaci na lepsze rozumienie siebie w tym trudnym adolescentnym okresie. Nie ma dorosłych, którzy nadawaliby surowym doświadczeniom symbolicznej głębi. Brakuje również grupy rówieśniczej która mogłaby dawać poczucie wspólnoty.
Koniec roku szkolnego na głębszym poziomie może potęgować poczucie osamotnienia i utraty, z którymi po raz kolejny, chłopcy nie mają się do kogo zwrócić. Sklep z grami, do którego idą po wyjściu ze szkoły, okazuje się być zamknięty. Nadzieja na chwilę ulgi od codziennych trosk i niepokojów, ale też szansa na ujście dla agresji, budzącej się na skutek nadmiernej frustracji, lega w gruzach. Centrum handlowe, symbol i jednocześnie iluzja pełnego zaspokojenia, rozczarowuje niczym dostępna pierś pełna mleka, którym jednak nie można się nakarmić w chwili dojmującego głodu. Obietnica zamienia się w kolejny bolesny zawód. Napotkane przypadkowo samotne dziecko, mały chłopiec, najprawdopodobniej staje się reprezentantem bezradności, zagubienia i opuszczenia doświadczanych przez Czarka i Szymka. Małe dziecko, słabe, bezbronne i zależne, może reprezentować dziecięcą stronę chłopców, wygłodniałą, potrzebującą opieki i wsparcia w trudnym okresie dorastania - tego, czego chłopcy są pozbawieni. Niepokój i płacz dziecka wywołuje u chłopców agresję, reprezentując tę ich część, której żaden z nich nie jest w stanie wytrzymać czy ukoić w samym sobie. Jedynym wyjściem, by uciszyć głos dziecka, wewnętrznej nienawidzonej części siebie, staje się wówczas zniszczenie jej w rzeczywistości zewnętrznej, w której zostaje umieszczona - uciszenie wewnętrznego dziecka odbywa się poprzez faktyczne, realne zabicie go na zewnątrz. Czy chłopcy chcą zabić w sobie wrażliwość i odczuwanie? Uczuciowość czy pragnienia wyrażane i reprezentowane przez Gabrysię zostają brutalnie odrzucone, strzaskane. Być może brutalizacja języka, jakiego używają na przestrzeni całego filmu, również ilustruje to pragnienie. Brak uczuć obecny jest też w chwili zabójstwa, które sprawia wrażenie całkowicie przypadkowego. Beznamiętność chłopców budzi w nas sprzeciw, jako widzów, przerażenie, niedowierzanie, niemożność zrozumienia, chęć oskarżenia. Wszystko, od czego chłopcy chcieliby się uwolnić i czego nienawidzą, poczucie winy, poczucie słabości, własnych ograniczeń, rozpoznanie rzeczywistości jest na zewnątrz nich. Te uczucia są w Gabrysi, w chłopcu, w nas ale nie w Czarku i Szymku. W nich pozostaje wówczas tylko, jak się wydaje, upragnione poczucie siły i niezależności.
Niezwykle trudny temat podjęty w filmie pozostawia nas z szeregiem pytań o naturę ludzką i o mechanizmy, które w niektórych sytuacjach pozwalają nam przetrwać ale w innych przyjmują patologiczną, niszczącą postać, rujnując nasz świat wewnętrzny.
Opracowanie: Magdalena Fronczewska
sobota, 1 grudnia 2018
Streszczenie niektórych wątków dyskusji po filmie „Tamte dni, tamte noce”, w reżyserii Luca Guadagnino, z udziałem psychoanalityczki Iwony Nideckiej – Bator, Kuby Mikurdy filozofa, reżysera, wykładowcy w szkole filmowej i widzów.
Zainteresowanie Luca Guadagnino
aktywnymi siłami rządzącymi seksualnym rozwojem, skutkowało
filmową trylogią, którą on sam nazwał trylogią pragnienia.
„Call Me By Your Name”zaskakująco przetłumaczony na: „Tamte
dni, tamte noce”, jest jednym z tych filmów. Oparta na powieści
André Acimana akcja filmu ma miejsce w słonecznej Italii.
Siedemnastoletni Elio każdego roku spędza wakacje z rodzicami. Na
zaproszenie ojca, wybitnego profesora archeologii, przyjeżdża do
nich amerykański doktorant Oliver. Muzycznie uzdolniony Elio z
nieukrywaną trudnością odstępuje gościowi swoją sypialnię.
Beztrosko romansując z sąsiadką Marzią ulega jednocześnie
urokowi Olivera. Początkowo obydwaj mają opory, żeby nadać temu
znaczenie i dystansują się od siebie. Kiedy wreszcie ulegają
namiętności, utrzymują swój związek w tajemnicy. Rodzice Elia
sugerują im wycieczkę do Bergamo przed odjazdem Olivera do Stanów.
Obolały psychicznie po rozstaniu Elio rozmawia, a w zasadzie słucha
ojca. Po kilku miesiącach, przy okazji życzeń z okazji Święta
Chanuki, Elio dowiaduje się o zaręczynach Olivera.
W opinii Kuby Mikurdy, to co oglądamy
na ekranie, jest rezultatem dobrze wyważonej pracy kamery nad
detalami, zmysłowo uruchamiającymi widza. Tajskiemu operatorowi
udało się poetycko sfilmować punkty przestrzeni dotyczące
intymności. Ta przestrzeń sprawia wrażenie lekkości i łagodności.
Pozwala rozwijać się nieprzewidywalnym wydarzeniom i uczuciom.
Iwona Nidecka-Bator zaproponowała,
żeby spojrzeć na ten film jak na film o procesie dojrzewania. Nie
tyle o całym procesie, ale o pewnym jego momencie - powstania i
narodzin początków dorosłego człowieka. Ta myśl bardzo ożywiła
dyskusję. Być może dlatego, że ten okres wnosi unikatowy i ważny
wkład w życie każdej dorosłej osoby.
Psychoanalityczka podkreśla, że w
filmie jest pięknie pokazany pewien rodzaj zagubienia. Cierpienia
spowodowanego pragnieniem, którego do końca nie można zrozumieć i
które jest opracowywane w trakcie trwania filmu. Możemy obserwować
jak bohater się zmienia i to jakim ciężkim jest proces wyłaniania
się. Nieustannie zagrożony możliwością poddania się temu, czego
pragnie, ale czego się obawia, Elio przeżywa silny niepokój. Film
chwyta moment, w którym Elio był przekonany, że cały czas ma
wybór i panuje nad sytuacją. Doświadcza zakłopotania, gdy chce
odnaleźć siebie w odwzajemnionej miłości homoseksualnej.
Poszukiwanie tożsamości, odpowiedzi na pytanie, kim jestem,
naturalne w tym okresie życia, odbywa się w otoczeniu, które nie
przeszkadza Elio, nie ogranicza go. Dyskretnie mu towarzyszy.
A jednak romans jest początkowo
utrzymywany przez Oliviera i Elio w tajemnicy. Dlaczego?
Czy jest to identyfikacja z jakimiś
nieakceptowanymi aspektami świata wewnętrznego czy otoczenia?
Możemy myśleć, że jest to metafora
procesu wyłaniania się bycia mężczyzną, że jest to trudny,
skomplikowany proces, chwilami będący na skraju szaleństwa. Iwona
Nidecka-Bator uważa, że konkret związku homoseksualnego, można
rozumieć jako odwagę doświadczania i eksperymentowania w
poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie: kim byłem, kim jestem, kim będę?
Wydaje się, że Elio potrafi traktować
siebie jako kogoś, kto przeżywa przygnębienie, złość i
podniecenie. Potrafi czuć swoje uczucia. Dlatego z możliwym do
przepracowania lękiem potrafi identyfikować się z narcystycznym
ideałem reprezentowanym przez Olivera.
Jest to film o miłości - bezwzględnie
stwierdzają widzowie.
Można być zgodnym co do tego, że
reżyser w wyjątkowy sposób uwypuklił istotność ciała, fakt, że
jesteśmy istotami cielesnymi. Relacja z własnym ciałem jest ważna
przez całe nasze życie, chociaż psychiczne znaczenie ciała
zmienia się w różnych jego momentach. Zostało to poruszone w
rozmowie ojca z Elio, po rozstaniu z Oliverem. Mówiąc do syna, że
dostajemy jedno serce i jedno ciało i że to ciało przemija,
pokazuje wymiar naszej skończoności i że świadomość tego faktu,
powinna skłaniać nas do uważnego słuchania własnych uczuć,
ponieważ jak sam się przyznaje, on swój emocjonalny rozwój jakoś
zahamował.
Być może dorastanie syna uświadamia
ojcu starzenie się, nieodwracalne utraty, własne ograniczenia.
Czy ten fakt może wytłumaczyć jedną
ze scen, w którym ojciec zaskakująco kategorycznie domaga się od
Elio ubrania się do kolacji w okropną koszulę, którą dostał w
prezencie od homoseksualnej pary przyjaciół domu? Z jakim własnym
kłopotem rozprawia się tym zachowaniem ojciec? Jaka jest jego
wewnętrzna walka, z którą się konfrontuje?
Kuba Mikurda podkreśla, że ojciec nie
wyrzekł się konwenansu, który nadal jest dla niego ważny choćby
w towarzyskich relacjach. W opozycji do konwenansu pojawia się
wstrząsająca scena filmu:
to długi kadr z żywą rybą na
półmisku, wyjętą z wody, która boleśnie chwyta zabijające ją
powietrze,
i która za chwilę stanie się daniem
dla wszystkich domowników.
Co obserwujemy? Czy ta scena ma
podtekst sadystyczny, czy jest drapieżnym aspektem męskości? Czy
to jest metafora procesu przekształcania? Trudno to zintegrować z
całością.
Procesy dojrzewania, otwierają
perspektywę znalezienia swojego miejsca w nowym pokoleniu dorosłych.
W ostatniej scenie filmu, po rozmowie z Oliverem, Elio patrzy w
obiektyw i pozwala nam obserwować zmieniający się wyraz jego
twarzy.
I tu, bardzo powoli, z grymasu
świadczącym o odczuwaniu bólu, w ogromnym skupieniu, dokonuje się
zmiana, jakby efekt obserwacji siebie samego. Wyłania się ktoś
niezależny od świątecznych, rodzinnych przygotowań, które
widzimy w tle.
Opracowanie: Majka Nowak
piątek, 2 listopada 2018
Streszczenie dyskusji po filmie Lato 1993 w reżyserii Carli Simon z udziałem terapeutki psychoanalitycznej Katarzyny Skrzypek, krytyczki filmowej Anity Piotrowskiej oraz publiczności.
Zanim
zaczęliśmy dyskusję po seansie pojawiła się prośba, aby
publiczność zbliżyła się do prowadzących. Wydaje się to
znaczące, ponieważ film opowiada o sześcioletniej dziewczynce,
która po tajemniczej śmierci mamy nie może się zbliżyć -
zarówno do nowych rodziców i siostry, jak i do swoich uczuć
związanych z tą sytuacją. Czy po obejrzeniu tego filmu
identyfikujemy się z Fridą, która może zbliżyć się do swoich
uczuć, choć są tak bolesne?
Po
śmierci matki Frida przyjeżdża na wieś, gdzie musi nauczyć się
żyć z nowymi opiekunami i ich córką. Jako że historia została
opowiedziana w taki sposób, że bardziej liczy się atmosfera,
przeżycia dziewczynki niż fakty, ten film zagarnia nas, zanurzamy
się w niego. Reżyserka próbuje pokazać nam, co może się dziać
z dzieckiem. Podążając kamerą z tyłu za Fridą mamy możliwość
spojrzenia z jej punktu widzenia.
Katarzyna
Skrzypek zauważa, że film uchwycił coś, co jest związane z
dzieciństwem - dzieci często są zdane na własne domysły, nie
rozumieją i nie mają wpływu na to, co się dzieje.
Dziewczynka
dźwiga ciężar nie do uniesienia. Zmaga się ze śmiercią matki,
zawiścią wobec Anny, córki nowych rodziców, oraz lękiem przed
jej własnym wnętrzem. Jest w tych zmaganiach sama w nowym
otoczeniu, z parą nowych rodziców. Każde z nich próbuje na swoją
miarę sprostać temu wyzwaniu.
W
jakimś stopniu pomocna w zmaganiach ze śmiercią matki wydaje się
być dla Fridy rozmowa z odwiedzającą ją babcią. Babcia uczy
Fridę modlić się do boga, który ma być pośrednikiem w kontakcie
z matką. Frida podejmuje to, gdy znajduje figurkę madonny -
sekretne miejsce z mamą, podpowiedziane niejako przez babcię. Gdy
zostawia obok figurki papierosy, czy chustkę dla mamy, widzimy jak
dużo jest pragnień dziewczynki, by nawiązać z nią kontakt. Frida
jest dzieckiem na tyle będącym w kontakcie z rzeczywistością, że
zauważa, że chusteczka nie została wzięta. Uzmysławia sobie, że
traci matkę. To wydaje się ważne, bo mogłaby stworzyć sobie
formę azylu psychicznego i nie podjąć wewnętrznej pracy, aby w
swoim nowym życiu, ze swoim gniewem, jakoś się odnaleźć. W tej
rodzinie, która, jak się z biegiem czasu okazuje, dużo ma dla niej
do zaoferowania.
Frida
jest dzieckiem, które buntuje się przeciwko temu, co ją spotyka.
Nie chce pić mleka, nie chce rozmawiać z adopcyjną matką. Wydaje
się, że jest to wyrazem tego, że dziewczynka jest wściekła, nie
chce współpracować. Jest jej źle, nie chce być tu gdzie jest. To
nie jest jej mama. Frida zdaje się sprawdzać i pytać: Czy naprawdę
chcecie mnie taką zbuntowaną, z tym żalem? Mama adopcyjna wydaje
się wtedy być na granicy cierpliwości.
Katarzyna
Skrzypek zwraca uwagę, że trudne jest obserwowanie, jak Frida
sprzeciwiając się napotkanej rzeczywistości sprawdza, na ile ma na
nią wpływ, szczególnie kiedy naraża swoją siostrę Annę. Frida
zdaje sobie sprawę, że to robi, np. w scenie, gdy podczas zabawy
zostawia młodszą kuzynkę w lesie i obserwuje, jak matka szuka
zagubionej córki. Widzimy, jak Frida projektuje swoje uczucia,
sprawiając, że inna matka może być rozdzielona z córką i to one
cierpią, a dziewczynka może na to patrzeć. Możemy rozumieć, że
jest to wyraz ogromnej wewnętrznej presji, kiedy czuje się
nienawiść, w sytuacji, gdy ktoś tyle ma, a samemu ma się tak
niewiele. Patrząc na to z innej perspektywy możemy zastanawiać
się, czy zostawienie Anny w lesie, było pragnieniem, aby matka
przeżywała coś, czego Frida nie była w stanie. Widzimy, jak
rodzice próbują się układać z buntem dziewczynki. Złoszczą
się. Frida czuje, że są na nią źli. Czuje, że reagują. Nie
udaje, że tego nie chciała. Rodzice to przepracowują, czego
wyrazem jest scena, gdy wyciągają wspólnie dziewczynkę z
samochodu odjeżdżających dziadków, choć dla wszystkich byłoby
zapewne łatwiejsze, gdyby pojechała. Matka tym zachowaniem daje
wyraz temu, że chce się nią zająć.
Bardzo
ważny w historii Fridy jest moment, kiedy nocą postanawia odejść
od adopcyjnych rodziców. Zastanawiamy się, czy chce być
zatrzymana? Nie może wytrzymać, że jest dzieckiem? Postanawia
szukać lepszego świata? Opuścić to miejsce, gdzie wydarzyło się
tyle złego, a ona ma poczucie winy? Być może ma fantazje, że w
niej jest coś okropnego, że nikt jej tu nie kocha. Chce wrócić do
swojego byłego domu, ale kiedy dochodzi do ruchliwej drogi i widzi
nadjeżdżający samochód, wraca do nowego domu. Myślimy o tym, że
dziewczynka zdaje sobie sprawę z rzeczywistości (jest ciemno,
będzie jasno, może później). Po tym kolejnym wyrazie buntu, gdy
Frida wraca do nowych rodziców, nikt nie ma do niej pretensji, wręcz
przeciwnie. Matka jest wobec niej bardzo czuła. Jest z nią tak,
jakby była jej matką. Matką, która potrafi zaakceptować i
zrozumieć trudne emocjonalne przeżycia nowej córki. Można myśleć,
że tym razem nie było w niej lęku przed czymś okropnym w
dziewczynce (wirusem, który zabił jej biologiczną matkę).
W
kolejnej scenie, w trakcie przygotowywania zeszytów dochodzi do
rozmowy Fridy z nową mamą o śmierci jej biologicznej matki.
Rekonstrukcja matki to kolejny element żałoby. Strata może zostać
nazwana, a Frida upewnia się, że jej nowa mama nie zachoruje.
W
ostatniej scenie w filmie, gdy rodzice kładą Fridę i Annę spać,
po radosnej zabawie dziewczynek z ojcem, Frida niespodziewanie
zaczyna płakać. Strasznie szlocha - otwiera się z emocjami.
Zdajemy sobie sprawę, że jest to płacz, którego brakowało
wcześniej. Widzieliśmy to cho
by
w pierwszej scenie filmu symbolizującej moment śmierci matki, kiedy
wybuchają fajerwerki, dzieci na ulicy radośnie tańczą, a
podbiegający do Fridy chłopiec pyta ją: „A ty dlaczego nie
płaczesz?”. Frida zaczyna płakać, dopuszcza do siebie uczucia
związane z utratą matki, dopiero kiedy ma bliskie relacje, które
mogą być dla niej oparciem. Można uznać, że dziewczynka radzi
sobie zmagając się ze swoim ciężarem, skoro może dojść do tej
sceny, w której ujawnia się jej rozpacz.
Krew
w filmie symbolizuje połączenie (Fridy z matką), ale również
wzbudza panikę wyrażając zatrutą, złą krew (w scenie, kiedy
Frida kaleczy się podczas zabawy i widok krwi wywołuję panikę,
domyślamy się, że matka Fridy zmarła na AIDS). Ostatnią scenę,
płacz Fridy, można opisać jako emocjonalny krwotok, który pozwala
tym zatruwającym wnętrze uczuciom wypłynąć, z powodu połączenia
z nowymi rodzicami.
Film
pokazuje jak zmiany zachodzą zarówno we Fridzie, jak i jej
rodzicach, przede wszystkim matce adopcyjnej. Zmiany, które dają
możliwość, żeby płacz mógł wyjść na wierzch. To historia
zbliżania się do tego ciężaru nie do uniesienia, rozpaczy, po
nieodwracalnej stracie.
Wydaje
się, że zbliżenie Fridy do jej uczuć nie mogło się zadziać
szybciej. Zmierzenie się z utratą, a w przypadku Fridy utratą
niewyobrażalną, bo obejmującą cały jej świat, to proces, który
potrzebuje czasu i jest bardzo trudny. Kiedy poczucie niezrozumienia
otaczającej rzeczywistości i brak wpływu na nią są tak dotkliwie
doświadczane, nie sposób się im nie sprzeciwiać. Frida jest w
stanie dopuścić do siebie tę potworną rozpacz związaną ze
stratą całego dotychczasowego świata po serii prób odzyskania
kontroli, kiedy upewnia się, że nowa matka jest gotowa przyjąć
jej uczucia. Jest ktoś, kto pomoże jej unieść ten ciężar i nie
zachoruje. To nie jest historia bez bólu, bo takich nie ma, ale
czujemy nadzieję w tej historii, że ból może być do uniesienia.
Opracowanie:
Łukasz Jędrych
sobota, 15 września 2018
Główne myśli z dyskusji po filmie „The Square” Rubena Ostlunda z udziałem psychoanalityczki Beaty Maciejewskiej-Sobczak i filmoznawcy Kuby Mikurdy.
„Wychodzimy z kina i dalej jesteśmy
w tym filmie – mówiła Beata Maciejewska-Sobczak – wszyscy
wykształceni, dobrze ubrani, przewijak w toalecie”.The Square
bardzo dzieli publiczność, bo Ostlund pokazuje słabe strony
skonstruowanej przez nas społecznej rzeczywistości. Dotyka nas w
czuły punkt, jast drażniący i niewygodny. Wobec tego próbujemy
na różne sposoby bronić się, racjonalizując, krytykując. Być
może w przypadku tego filmu dzieje się to intensywniej niż zwykle,
bo oglądamy w nim siebie – czonków dostatniego
wysokozorganizowanego społeczeństwa.
Dlaczego okazuje się to trudne? W czym
problem? Kiedy śledzimy losy Christiana (a własciwie wszystkich
bohaterów, bo film jest tak skonstruowany, że nie oszczędza
nikogo), możemy zobaczyć to, czego nie chcemy na co dzień widzieć.
The Square to dzieło sztuki - kwadrat
wymalowany na dziedzińcu muzeum – praca, wokół której toczy się
fabuła. Artysta proponuje, by umówić się, że w środku jest
dobrze, bezpiecznie, ufamy sobie. Najprościej ujmując kwadrat jest
symbolem sportretowanego w filmie społeczeństwa. Jeśli wszyscy
będziemy przestrzegać tej zasady, to będzie pozornie w porządku.
Z psychoanalitycznego punktu widzenia można powiedzieć, że jest to
rozwiązanie narcystyczne Wszystko czego nie chcemy, wyrzucamy poza
kwadrat. Na przykład to, że jesteśmy nieokrzesani, agresywni.
Jeśli jako społeczeństwo umawiamy się, że będziemy wobec siebie
mili i wszyscy będą tego przestrzegać, to można ulec złudzeniu,
że nie ma tego, czego się boimy - w innych i w nas samych. Jednak
jest to jedynie sposób na niekonfrontowanie się z mrocznymi
stronami ludzkiej natury. Ostlund pokazuje właśnie, że nie możliwe
jest ich wyeliminowanie. Od pierwszej sceny kiedy Christian myśli,
że ratuje atakowaną kobietę, a w rzeczywistości zostaje okradzony
i upokorzony, w filmie obserwujemy jak wykoleja się ta cała
społeczno-kulturowa konstrukcja poprawności i że spokój i
dobrostan,w którym na co dzień żyjemy, jest iluzoryczny.
Ostlund nie zatrzymuje się na
przyglądaniu się kontraktom społecznym. Sięga głębiej, bada
stan naszych relacji, a w końcu zadaje pytanie o człowieczeństwo.
Robi to w bezpośredni sposób -
porównując nas do zwierząt. W słynnej już scenie performace'u, w
którym mężczyzna udaje goryla, mamy ekstrakt z tego, co czyni z
nas nasza kultura i jak ubezwłasnowalniają role. Człowiek- goryl
terroryzuje całą salę i robi co chce, przekraczając granice i
stosując przemoc. Wszyscy siedzą jednak jak zaklęci, sparaliżowani
strachem i konwenansami. Bo jak przypomniał Kuba Mikurda „square”
znaczy w potocznej angielszczyźnie tyle co sztywniak, ktoś
superpoprawny.
O tym, jak bardzo się usztywniliśmy i
ile w nas ze zwierząt opowiada także jeszcze jedna pamiętna scena,
jedyna w filmie scena łóżkowa. Odbiega ona znaczaco od tego, do
czego przywykliśmy w kinie. Ostlund pokazuje, że poprawność i
proceduralność wkroczyły także do seksu. Jego bohaterów nie
porywa namiętność. Więcej emocji wydaje się wzbudzać sama
prezerwatywa – nakładanie jej, i dalsze losy nasienia, niż drugi
człowiek. Kiedy Christian nie chce oddać Ann zużytego kondoma, bo
nie jest pewiem, co ona z nim zrobi, oglądamy nie tylko
zdemaskowanego narcyza, ale także ta scena pokazuje, że owa umowa
społeczna ukrywa brak więzi i zaufania.
Dalszy los tego romansu wskazuje na to,
że fizyczna bliskość, którą przeżyli bohaterowie, staje się
raczej kolejnym argumentem w międzyludzkich potyczkach. Scena ich
rozmowy w muzeum, która mogła być rozmową o tym, co czują, jest
raczej jej parodią. A przestrzeń, w której się odbywa, jest jak
ilustracja ich relacji – kuriozalna pokraczna konstrukcja, która
się rachitycznie porusza i wydaje niepokojące dźwięki w
bezosobowym pustym wnętrzu.
Tak więc diagnoza Ostlunda ze
społecznej staje się psychologiczną. Poza kwadratem pozostają ci,
których tam nie chcemy – np. żebracy, uchodźcy. A nie chcemy, bo
ucieleśniają nasze najgorsze lęki - jak powiedział Zygmunt Bauman
- i dlatego musimy ich od siebie odsuwać. Jednak nie da się
odczytać tego filmu jako moralitetu. Raczej stawia on pytania i
zmusza do myślenia, pokazuje być może, że nie ma dobrego wyjścia.
Ilustruje to scena, w której cierpiący na zespół Tourette'a
mężczyzna zakłóca wykład w muzeum wykrzykując z widowni
wulgaryzmy. Nikt nie wie, jak zareagować. Nie chcą go wypraszać,
ale nie są w stanie także kontynuować spotkania. I tak samo jest z
nami. Czy można powiedzieć, że reguły społeczne i stosunki
międzyludzkie kształtuje tylko lęk? Być może u źródeł jest
też coś głębokiego i szczerego, co z czasem staje się puste.
Reżyser pokazuje tę pułapkę, ale nie sugeruje, co mogłoby być
lepsze.
opracowanie: Olga Szczepańska
niedziela, 1 lipca 2018
Streszczenie dyskusji po filmie Czysta Formalność w reżyserii Giuseppe Tornatore, z udziałem psychoanalityka Piotra Dworczyka, krytyczki filmowej Anity Piotrowskiej oraz widzów.
Czwarty
w dorobku film Giuseppe Tornatore, nominowany do Złotej Palmy w 1994
r. zapowiadano hasłem: Czy
można zabić i nie pamiętać o tym? Film
może być traktowany jako złożona metafora, a mnogość odniesień
sprawia, że interpretuje się go na różne sposoby: począwszy od
religijnej alegorii zaświatów i sądu ostatecznego czy spotkania ze
św. Piotrem, przez myślenie dantejskie oraz poszukiwanie
literackich wątków kafkowskich i beckettowskich. W dyskusji po
filmie stanowił on przede wszystkim wehikuł psychoanalitycznych
rozważań, będąc jednym z niewielu bardzo udanych mariaży
wciągającej kryminalnej historii z głębią pytania o to, co dla
człowieka najistotniejsze.
Piotr
Dworczyk na początku dyskusji zauważył, że reżyser zaprasza
widzów na wyprawę w nieznane i zachęcał publiczność, by
porzuciła przymus logicznego myślenia, tak jak dzieje się to z
bohaterem w trakcie rozwoju fabuły. Analityk nawiązał do myśli
Biona – brytyjskiego analityka. Relację
widzów do filmu określono jako relację z czymś z początku
nieskończonym i niepoznawalnym, czy też innymi słowy z
psychotyczną częścią osobowości. Jest to ta pierwotna część,
która wymyka słowom i nie jest w pełni poznawalna. Jest
odpowiedzią na pytanie Anity Piotrowskiej: „przed czym bohater
ucieka?”. Zbyt szybka próba nazwania i interpretacji tego, co
przeżywa bohater filmu, byłaby być może ucieczką przed stanem
niewiedzy i niewygody z nią związanej. Analityk przestrzegał więc
przed zbyt pochopnym nadawaniem znaczenia temu, co wymyka się naszej
zdolności rozumienia. Być może główny bohater filmu ucieka przed
poczuciem winy, przed rzeczywistością, która nie może być
nazwana i zawiera zbyt wiele nieokreślonych elementów, które z
czasem zaczynają przybierać bardziej określoną formę. Widz jest
wciągany w tę nieokreśloną rzeczywistość – nieomal na własnej
skórze może odczuć spadające krople deszczu, mnogość gestów
postaci, wątków. To prowadzi do myśli, że być może bohater
ucieka przed czymś, co psychoanaliza określa jako natłok wrażeń
czy przemoc uczuć. Jest to jedynie jedną możliwością, gdyż
kiedy stykamy się z niepoznawalnym, to nigdy tak do końca nie wiemy
– by sobie z tym radzić, przyjmujemy pewien punkt odniesienia, co
pozwala nam poradzić sobie z nadmiarem i nie oszaleć. To później
w dyskusji zostaje nazwane „geniuszem Tornattore”, który pozwala
widzom na własnej skórze doświadczyć tego, czym jest otarcie się
o psychozę, o nadmiar wrażeń, które nie mogą zostać opracowane
i niczym woda w filmie wylewają się szaleństwem. Te krople, jak
surowe wrażenia zmysłowe, spadają na obnażony umysł, co jest
niewyobrażalnym cierpieniem.
Anita Piotrowska i
Piotr Dworczyk zauważyli, że sposób przedstawienia kolejnych
zdarzeń w filmie może przypominać funkcjonowanie ludzkiej pamięci
wraz z powracającymi wspomnieniami czy flashbackami. Film doskonale
odzwierciedla podstawowy sposób zapamiętywania – czyli właśnie
poprzez obrazy i wrażenia zmysłowe. Są one tym, co wspomniany już
Bion nazywa beta elementami, czyli surowym doświadczeniem. Później
mogą przy pomocy języka zyskać znaczenie i zostać opracowane, by
stać się elementami alfa – przetworzonymi elementami, którą
mogą być pomyślane, opisane i dalej budują ludzkie doświadczenie.
Bohater filmu przechodzi taką właśnie drogę i odzyskuje możliwość
organizowania swych przeżyć, wkracza na drogę nostalgii – jego
umysł odzyskuje możliwość poddawania swojego życia refleksji. W
filmie pojawia się nawet piosenka z muzyką Ennio Moricone, której
refren mówi o tym, że pamiętanie jest jak umieranie i to prowadzi
do stwierdzenia, że pamiętamy właśnie to czego już nie ma. W
dyskusji pojawił się jeszcze jeden aspekt związany z pamięcią,
mianowicie wyparcie. To co jest trudne czy traumatyczne zostaje
wyparte, co dzieje się w przypadku głównego bohatera, którego
historia jest bardzo bolesna - jest sierotą, którą porzuciła
matka, a imię nadał mu kloszard.
Kilkakrotnie pojawia
się w dyskusji także temat języka. Mówiono o języku w kontekście
jego ograniczoności i być może porażki. Zastanawiano się, czy
język jest w stanie wszystko opisać, czy być może jest narzędziem
niedoskonałym? W filmie pojawiają się niepiszące długopisy,
które mogą symbolizować porażkę języka w opracowaniu
doświadczenia. Zwrócono uwagę na różne funkcje języka – może
być on użyty do opisu i porządkowania rzeczywistości, ale może
być także drogą do usunięcia napięcia. Bohater filmu, pisarz
mówi: „Piszę, bo to jest moje uzależnienie”. Słowa mogą
pozwolić odzyskać pozorne poczucie kontroli i usunąć niepokój.
Można tu zestawić potrzebę użycia słów i ich zbędność, co w
filmie znajduje swój wyraz w zdaniu, które wypowiada bohater mówiąc
o miłości - kiedy jest prawdziwa i wielka, to nie ma słów, by o
niej mówić. Publiczność zauważyła, że pisarz, który doskonale
operuje językiem, jednocześnie wie bardzo niewiele. Słowa to także
narzędzia, by coś ukryć. Pisarz Onoff tworzy sam swoją biografię,
gdyż ta prawdziwa do niego nie pasuje. Analityk wspominał o tym, że
być może moment śmierci jest chwilą, kiedy rezygnujemy z
fałszywej biografii, z kreacji samego siebie i kontaktujemy się z
tym, co jest prawdziwe, następuje więc rezygnacja z wcześniejszych
obron. Można więc widzieć film, jako pokazanie pewnej prawdy,
która jest swego rodzaju emocjonalnym doświadczeniem, z którym
spotyka się bohater i każdy z nas. Czy dochodzi do prawdy o samym
sobie? Wydaje się, że nie wiemy. To prowadziło w dyskusji do
pojawienia się kolejnej myśli inspirowanej teorią Biona, o
trudności w znoszeniu niewiedzy i próbie używania wiedzy, która
może być ograniczająca.
Kolejnym z wątków
jakie pojawiły się wraz z rozwojem dyskusji jest motyw poczuć winy
i widzenia jej zarówno w perspektywie przeszłości jak i
doświadczania jej w teraźniejszości. Być może to właśnie to
poczucie winy doprowadza głównego bohatera do samobójstwa, którego
jest zarówno ofiarą jak i sprawcą. Możemy myśleć, że bohater
wybiera takie rozwiązanie, by uciec od świadomości, jak wiele
zniszczył i utracił. To koresponduje z głosem w dyskusji, że
można na film patrzeć jako na opowieść o radzeniu sobie z
morderczym, agresywnym i surowym aspektem we własnym wnętrzu. Może
poczucie winy wspomniane już wcześniej dotyczy też tego, że można
prześladować samego siebie.
Innym głosem w
dyskusji było stwierdzenie, że bohater zabił, być może nie
siebie, ale swoją część - butnego pisarza, co doprowadziło do
wewnętrznej przemiany. Można pomyśleć, że w pełni prawdziwe
życie zaczyna się wtedy, kiedy jesteśmy w stanie pożegnać się z
pewną fałszywą kreacją siebie. Ten dylemat: czy wydarzenia w
filmie stanowią koniec czy może początek, znajduje też odbicie w
tym, że Onoff tego dnia, gdy ginie, obchodzi urodziny. Ta wątpliwość
pojawia się w dyskusji kilkakrotnie – na ile możemy pozwolić
sobie na optymizm oglądając film, a na ile to film o końcu i
śmierci. Metafora urodzin i kresu życia, sprowadza nas do rozważań
o tym, czy możliwe, że jest to film o narodzinach i stopniowym
układaniu się ze światem, w czym bohaterowi filmu pomaga surowy
komisarz, który trochę jak matka porządkuje chaotyczny świat, a
Onoff zyskuje zdolność empatycznego współodczuwania z innym
człowiekiem. Te symboliczne narodziny można też odnieść do
samego reżysera, który tworzy film jakże inny od swoich
wcześniejszych dzieł i w tym sensie rodzi się jako inny twórca.
Wiele w filmie jest
niewiadomych, wiele sprzeczności, co znalazło odbicie w przebiegu
dyskusji i powracającej myśli o tym, że nie jesteśmy w stanie
rozstrzygnąć na poziomie logiki, czym jest film i o czym opowiada.
To przywołało wątek patrzenia na film Czysta Formalność jak na
sen, gdyż tylko sen pozwala na tolerowanie sprzeczności tak
wielkich.
opracowanie: Gabriela Słowińska
wtorek, 27 marca 2018
Streszczenie niektórych wątków dyskusji po filmie „Sól ziemi” w reżyserii Wima Wendersa z udziałem terapeutki psychoanalitycznej Katarzyny Skrzypek i filmoznawcy filozofa Kuby Mikurdy
„Sól ziemi” jest dokumentalnym
filmem o brazylijskim fotografie Sebastião Salgado. Współreżyserem filmu, obok Wima
Wendersa jest Juliano Ribeiro Salgado, syn artysty.
Robienie filmu dokumentalnego zazwyczaj
prowadzi do nadmiaru nieuporządkowanego materiału. Jednym ze sposobów otrzymania spójnej
całości jest narzucenie formalnej narracji, która nie zniszczy
nieoczekiwanych powiązań, emocjonalnego szumu wydarzeń.
Uczestniczymy w doskonale udanym projekcie. Dokument dotyczy
realnych osób i ta dobrze zachowana dyskrecja nie blokuje nas,
widzów, w możliwościach fantazji, domyślań, projekcji.
Salgado jest doktorem ekonomii. Jest
bardzo zaangażowany, razem z żoną Lélią Wanick, w
polityczno-społeczny wymiar życia. Zaopatrzony w aparat, stara się
sportretować rzeczywistość. Rzeczywistość taką, która nie tylko
pozbawia różnych rzeczy, ale też ich dostarcza. Razem z
organizacją World Church Society Salgado realizuje projekty
dokumentujące jego słowa „Człowiek to dzikie i straszne
zwierzę. Nasza historia jest historią wojny, nieskończoną,
szaloną.”
Katarzyna Skrzypek patrzy na ten film,
jak na historię wewnętrznego życia każdego z nas, ponieważ
zawiera on uniwersum momentów rozwojowych. To historia życia
człowieka, który poszukuje w bardzo konkretny sposób siebie.
Poszukuje prawdy o swoim wewnętrznym świecie. Poszukuje siebie w
takich rejonach, które narażają go na trudności i kryzysy.
Medialny świat reklam usilnie podtrzymuje zasadę przyjemności,
uwodząc uśmiechniętym życiem bez utrat. Bardzo szybko przychodzi
nam skonfrontować się z utratą obrazu siebie, utratą obrazu osób
wokół siebie.Utratą ideału, który zatracił swoją
chroniącą moc. Niejako od wewnątrz ideał zostaje podważany.
Nieunikniony jest też bunt przeciw żałobie za utraconym
wizerunkiem idealnego świata.
To integralny element pracy żałoby.
Zmagania z nim określają stany umysłu. Obok nienawiści i lęku do
faktów, znajdujemy ciekawość prawdy. Żałoba odbywa się właśnie
w obszarze tarcia między tymi tendencjami.
Kuba Mikurda zastanawia się, w jakim
stopniu to co oglądamy jest symboliczne? Czy spójność
metaforyczna życia fotografa pokazana w filmie, w jakiś sposób ma
związek z nieświadomym? W pewnym momencie, po powrocie z
ogarniętej śmiercią Rwandy, Salgado ociera się o kryzys. Możemy
się tylko domyślać, że skondensowanie faktów śmierci i
destrukcji nadszarpnęło jego możliwości pracy żałoby. Można
pokusić się o takie stwierdzenie, że fotografowi jednak udało się
przekształcić i przejąć władanie nad pewnymi aspektami
funkcjonowania jego procesu pierwotnego.
Czy kolejne obrazy dziewiczej natury,
która ocalała, bo nie miała kontaktu z człowiekiem, realizacja
projektu Genesis, może być tego symbolicznym przejawem?
Czy Salgado zostaje zmieniony przez
doświadczenie uczestniczącego stawania się jednością z
destrukcyjną rzeczywistością? Nie ma na to odpowiedzi, jak i na
pytanie w jaki sposób każdy z nas poradzi sobie z zadaniem
stawianym przez takie osoby jak Salgado. Takie osoby, które zadają
nam ciężką pracę wewnętrzną, ponieważ musimy jakoś cierpienie
przyjmować i robić miejsce dla niego w swoim wnętrzu.
Czym jest fotografowanie trudnego życia
uchodźców, czym jest fotografowanie cierpienia i śmierci?
Kategoria sensu wydaje się tu być niewystarczająca. Technika pracy
Salgado to gotowość reportera do przyjmowania uczuć
fotografowanych osób i ich rezonowania. Efektem tego właśnie
procesu są jego fotografie. Mierzenie się z własnymi uczuciami
rozczarowania, niepewności, wrogości, nieuchronnie wiąże się z
uczuciem smutku, który jest szumem tego filmu. Ale jest tu też
satysfakcja płynąca z łączenia i odkrywania. Dlatego jakoś
bardziej czujemy, że mamy też do czynienia z ochroną śladów
ludzkiej godności, niż nadużyciem.
Szum uczuć w tle
całego filmu pochodzi być może, z jakiś uniwersalnych konfliktów
dotyczących utrat jak również dostrzegania roli żałoby. Ten szum
to być może ból wynikający z naszych nieszczęśliwych
doświadczeń. Bolesna świadomość niemożności ochrony tego, co
kochamy, przed destrukcyjnością, prowadzi do uczuć rozpaczy i
przygnębienia. Ale kiedy tej destrukcyjności jest dużo, pojawiają
się różnego rodzaju lęki, które leżą u podstaw zahamowań
pracy czy depresji. Według Katarzyny Skrzypek, w filmie jest
pokazane to, że można leczyć depresję przez powrót i odnowę
witalności krainy dzieciństwa.
Film rozpoczyna komentarz Salgado do
zdjęcia z kopalni złota. Czy nasze życie wygląda właśnie tak,
że zachłanność każe nam fedrować w skale zawierającej
cenny kruszec, balansując na granicy własnego wyczerpania? Czy
rzeczywiście robimy to z własnej woli? Czy jest to konsekwencja
oddalenia się od Prawa natury? Film kończy komentarz do cyklu
Genesis. Uwiecznione w fotografii piękno i siła przyrody
nietkniętej przez człowieka. Inną częścią tego projektu było
zadrzewianie rodzinnej farmy, która właśnie eksploatacyjnie
dotykana przez lata, stała się wysuszonym klepiskiem. Salgado opowiada o marzeniach już w
gąszczu drzew.
W marzeniach jesteśmy najbardziej
realni dla samych siebie.
Opracowanie
Majka Nowak
piątek, 2 marca 2018
Niektóre wątki z dyskusji po filmie „Paterson” Jima Jarmuscha z udziałem psychoterapeuty psychoanalitycznego Dawida Bieńkowskiego i krytyczki filmowej Anity Piotrowskiej.
W
filmie Paterson obserwujemy dzień po dniu tydzień z życia
tytułowego bohatera. Poznajemy jego zwyczaje, jego związek, jego
twórczość. Poprzez intymny klimat filmu mamy poczucie, że
jesteśmy blisko niego, że dużo o nim wiemy. Wiemy i nie wiemy, bo
Paterson jest postacią, którą niełatwo zrozumieć. W dyskusji po
filmie próbowaliśmy się do niego zbliżyć. Na pierwszy plan
wysunęła się jego poetycka twórczość.
Pomocna
w rozumieniu Patersona wydaje się być myśl D.W. Winnicotta,
szczególnie jego rozumienie twórczości. Dla niego bycie twórczą
jednostką wykracza poza działalność artystyczną. Rozumiał on to
szeroko jako stan dostępny każdemu niemalże człowiekowi. Jego
pojęcie kreatywności wiąże się z zabawą, bez której jego
zdaniem nie może być twórczości. A tylko będąc twórczym
człowiek może odkrywać swoje self. Czyli istotą twórczości jest
tutaj umiejętność kontaktowania się, czy poszukiwania w sobie
części żywej i prawdziwej, innymi słowy chodzi tu o dynamikę
między prawdziwym a fałszywym self.
Filmowi
bohaterowie szukają czegoś w sobie. Każde z nich poprzez swój
wyjątkowy wyraz artystyczny, wydobywa ze swojego wnętrza coś
specyficznego tylko dla siebie, i widzialne efekty w postaci ich
dzieł są skrajnie różne. Dziewczyna Patersona uprawia radosną
ekstrawertyczną twórczość. Anita Piotrowska miała skojarzenie do
barokowego horror vacui. Tak jakby Laura czuła przymus kompulsywnego
wypełniania pustki. Dla niej kluczowa jest przestrzeń, w
odróżnieniu od Patersona, dla którego taką kategorią jest czas.
Widzimy to w strukturze filmu i jego uporządkowanym życiu, ale
także w wierszach, które często coś po prostu opisują,
zatrzymują. Są nieskomplikowaną impresją ze szczegółów, czy
właśnie momentów życia.
Nie
do końca wiemy, jak mamy traktować wiersze Patersona, zresztą jego
tryb życia też może wzbudzać niepokój. Czy to zrytualizowanie
jest przejawem równowagi wewnętrznej, czy rodzajem maski, obrony,
czymś co ma chronić przed załamaniem, wybuchem? Czy mamy do
czynienia ze stoicyzmem, czy bezemocjonalnością i wewnętrzną
martwotą? Dawid Bieńkowski skłaniał się w stronę tej drugiej
możliwości podkreślając pesymistyczny wydźwięk filmu. W jego
poczuciu fakt, że pies zniszczył notes z wierszami oznacza
symboliczne niepowodzenie w wyrażaniu i poszukiwaniu prawdziwego
self.
Zastanawia
także kondycja związku Patersona. Czy jest rzeczywiście tak
dobrze, jak wydają się to widzieć bohaterowie? Psychoanalityk
zwrócił uwagę na brak namiętności w tej parze, widzi Patersona
jako zahamowanego i uległego mężczyznę, który rezygnuje z
popędu. Ich związek Bieńkowski opisuje bardziej jako miły i
infantylny, daleki od dojrzałej seksualnej relacji.
Jednak
film wymyka się takiej prostej, jedynie psychologicznej
interpretacji. Wydaje się, że jest czymś więcej niż tylko
portretem dwóch ekscentrycznych postaci. Jim Jarmusch puszcza do
widza oczko, jakby chciał skierować naszą uwagę na inny wymiar.
Jakie znaczenie ma to, że bohater ma tak samo na imię jak miasto, w
którym żyje i w którym toczy się akcja filmu? Odtwórca głównej
roli nazywa się Adam Driver, a jego postać jest przecież kierowcą
autobusu. No i wreszcie jak rozumieć lakoniczną surową poezję
Patersona? Czy jest to wyraz pewnej patologicznej nieudolności, czy
chodzi tu o coś innego? Mamy możliwość zaobserwować proces
pisania wiersza o zapałkach od momentu pierwszego impulsu poprzez
proces dopracowywania formy. Paterson przypomina w tym dziecko, które
pierwszy raz poznaje rzeczy i uczy się ich nazw. Mając jednak w
pamięci zaproszenie reżysera, by przyjrzeć się filmowi inaczej, z
innej perspektywy, nabiera to być może jeszcze innego sensu. Mamy
możliwość doświadczyć ponownego spojrzenia na świat wokół
nas, tak jakby to było po raz pierwszy i wydaje się, że może być
to doświadczenie mistyczne. I wtedy Paterson bardziej jawi się
właśnie jako mistyk lub mistrz zen, a nie jedynie jako postać
ograniczona traumą wojenną, swoimi obsesjami i kompulsjami. Wtedy
jego „ok” jako odpowiedź na wszystko nie jest wyrazem bierności
i zahamowania, ale bliższe jest prawdziwej akceptacji tego, co się
dzieje.
To
spojrzenie z szerszej perspektywy być może jest jakąś
odpowiedzią, dlaczego ten film niektórych zachwyca. Jest poruszający,
bo pokazuje prawdę egzystencjalną. W codziennym borykaniu się z
życiem jednocześnie możemy mieć kontakt z jakimś głębszym
wymiarem naszego bycia tutaj, bo oprócz tego życia i tego momentu
nie ma nic. To właśnie to codzienne borykanie jest tym głębszym
wymiarem. Paterson zdaje się to intuicyjnie rozumieć. Co więcej,
klucz do tego rozpoznania każdy ma w sobie, tak jak on swoją
zdolność do pisania wierszy ma w sobie i tak samo jak ma w sobie
wszystkie napisane wiersze. Chociaż zjadł mu je pies.
Opracowanie:
Olga Szczepańska
wtorek, 20 lutego 2018
Wybrane wątki dyskusji po filmie „Klient” Asghara Fahradi'ego z udziałem psychoanalityczki Agnieszki Myśliwiec-Ferduły, krytyczki filmowej Anity Piotrowskiej i widzów
Nagrodzony Oscarem w 2017 roku za najlepszy
film nieanglojęzyczny thriller psychologiczny „Klient” Asghara
Farhadiego to historia małżeństwa – Emada, który pracuje jako
nauczyciel i Rany, z którą wspólnie grają w teatrze. Akurat
wystawiają „Śmierć komiwojażera” Arthura Millera. Sceny z
prób teatralnych nakładają się na główną linię fabularną, a
obie warstwy bezpośrednio na siebie oddziałują. Sztuka teatralna
jest jakby odbiciem ich losów. Na deskach teatru bohaterowie
wyrażają swoje przeżycia, na które nie pozwalają sobie w życiu.
Symboliczne znaczenie ma jedna z
pierwszych scen filmu, wyrażająca brak poczucia bezpieczeństwa. W
mieszkaniu Emada i Rany pękają szyby, rysują się ściany, budynek
grozi zawaleniem. Lokatorzy uciekają w popłochu, pozostawiając
swoje rzeczy. Słychać krzyki „Dom się wali!”. Kiedy para musi
wyprowadzić się ze swojego mieszkania, przyjaciel oferuje im
wygodne lokum, jednak nie ujawnia kto był jego poprzednim lokatorem.
Wkrótce kobieta zostaje napadnięta w wynajętym mieszkaniu przez
nieznanego sprawcę. Poturbowana, boi się zgłosić incydent na
policję. Emad po powrocie żony ze szpitala zachowuje pozorny spokój
i namawia kobietę, by o wszystkim zapomniała, sam jednak nie jest w
stanie tego uczynić i wszczyna prywatne śledztwo mające na celu
znalezienie i ukaranie sprawcy. Urażona męska duma każe mężczyźnie
wymierzyć sprawiedliwość na własną rękę. Okaleczenie żony
wywołało w nim poczucie upokorzenia, któremu pragnie
zadośćuczynić. Powodem tego jest nie tyle empatia wobec ran
odniesionych przez kobietę, co raczej odczucie uszczerbku na własnym
honorze. Film wyglądający z pozoru na klasyczną opowieść o
głęboko wpisanej w kulturę Wschodu honorowej zemście okazuje się
filozoficzną medytacją nad moralnością – pozornie tylko
ograniczoną do jednej kultury.
Prowadząca spotkanie Anita Piotrowska,
pytając o przeżycia bohaterów, zwróciła uwagę na wstyd. Czego
wstydzi się Rana, która nie zgłasza się na policję, a czego
Emad, który traktuje to, co się stało jak hańbę i chce ukarać
sprawcę przez upokorzenie? Amad nie zgłasza się na policję, bo
została urażona jego duma. Psychoanalityczka zwróciła uwagę na
powody, dla których nie może dojść do przejścia od wstydu, który
jest związany z poczuciem urażenia czegoś w sobie do poczucia
winy, które wiąże się z poczuciem, że krzywda została
wyrządzona komuś innemu. Wstyd może być przedmurzem poczucia
winy; przejściem od „to ja zrobiłem – mój wizerunek ucierpiał”
do „zrobiłem to komuś”. Wstyd jest w psychice sygnałem, że
coś jest nie tak.
Wraz z rozwojem fabuły filmu,
powiększa się pęknięcie między parą bohaterów. Emadowi jest
trudno zgłosić się na policję, bo jego duma ucierpiała. Odwet
jest substytutem zabójstwa honorowego. Dla niego wstyd zmienia się
w upokorzenie a nie w poczucie winy. Metaforą rozdźwięku między
tym, jak bohaterowie radzą sobie z traumą, jest scena, w której
orientują się, że zniknęła furgonetka, którą uciekający
sprawca zostawił przed ich domem – Rana rozgląda się dookoła
siebie, podczas kiedy Emad jeździ wkoło po rondzie. Scena ta
pokazuje w jak różnych stanach umysłu się znajdują.
Wydawać by się mogło, że szukanie
sprawiedliwości jest męską sprawą, ale prawda bez życzliwości
nie jest prawdą; podobnie jak życzliwość bez prawdy nie jest
życzliwa. Metaforą zablokowania przeżyć Emada jest scena kolacji,
kupionej za „nieczyste” pieniądze, której nie może przełknąć.
Jest w tej scenie okrucieństwo superego, które nie kocha i nie jest
receptywne na uczucia innych. Emad nie widzi żony, bo jest zbyt
zajęty sobą. W jego przeżyciu będzie tak dopóki nie będzie
rytualnej zemsty, która pozwoli mu zachować twarz. Wycofanie się z
zemsty byłoby dla niego oznaką słabości.
Inaczej jest prowadzona w filmie postać
kobieca, która staje się bardziej receptywna, możliwe staje się
dla niej czuć się zranioną czy smutną. Emad jest przeciwieństwem
swojej żony – zraniona męska duma nie uznaje ran. Jednak postaci
nie są jednoznacznymi przeciwieństwami, wpływają na siebie
nawzajem, mogą mobilizować lub blokować swoje sposoby radzenia
sobie z traumą. Rana pozwala Emadowi wyrzucić kolację, pozwala mu
uwięzić sprawcę, którego w końcu udaje mu się znaleźć.
Wybaczenie i zemsta nie istnieją jedno bez drugiego.
W dyskusji padła propozycja rozumienia
głównego wątku filmu jako odwróconego kompleksu Edypa. Symbolem
przywodzącym na myśl takie skojarzenie jest zraniona stopa sprawcy.
Sprawcą okazuje się być starszy człowiek, który nie może się
pogodzić z przemijaniem i oddać przyjemności życia kolejnemu
pokoleniu. Ojciec przekracza granice i sprawia, że para nie może
działać ani być twórcza.
Psychoanalityczka podkreśliła, że
film dzieje się w określonej, patriarchalnej kulturze, ale ma
wymiar uniwersalny. To co stało się z bohaterami mogłoby stać się
z każdym człowiekiem. Rana doznaje traumy, ale ta trauma dotyka
także jej męża. Trauma powoduje że uruchamiają się bardziej
pierwotne mechanizmy obronne. Zwróciła uwagę na pojawiające się
w teorii psychoanalitycznej rozróżnienie wprowadzone przez Danę
Birksted-Breen pomiędzy fallusem – który nie może znieść
zranienia, reprezentantem omnipotencji Emada, który sam wymierza
sprawiedliwość i penisem – jako męskim elementem łączącym i
budującym więzi. Reżyser filmu nie daje widzom odpowiedzi na
pytanie, czy bohaterom uda się odbudować więzi, które ich łączyły
i które zerwały tragiczne wydarzenia.
opracowanie: Anita Stachnio
niedziela, 4 lutego 2018
Streszczenie niektórych wątków dyskusji po filmie Kornblumenblau w reżyserii Leszka Wosiewicza, z udziałem psychoterapeuty psychoanalitycznego Jana Borowicza, filmoznawcy Kuby Mikurdy i widzów.
„Próbuję odpowiedzieć na pytanie, jakie wnioski z tego, co przeżywa mój bohater, możemy wyciągnąć dla siebie” powiedział sam reżyser o swoim fabularnym debiucie Kornblumenblau. Krytycy filmowi wyrażali wtedy wątpliwości, co do samej idei powrotu do obozowych tematów: „Czy w roku 1988 warto jeszcze odświeżać temat oświęcimski?”. Jest to pierwszy w dziejach polskiego kina film traktujący obóz jako metaforę.
Kuba Mikurda w otwarciu dyskusji zwrócił uwagę na to, że film, być może ze względu na czas powstania, nie znalazł dla siebie widowni, a sam reżyser popadł w zapomnienie. Czas, w którym film został nakręcony, obfitował w polskiej kinematografii w ciekawe debiuty, filmy poruszające tematy z różnych powodów wcześniej przemilczane, takie jak wojna, okupacja, obozy. Jednakże ówczesna sytuacja polityczna pełna była napięć, a oczy wszystkich zwrócone były w kierunku bieżących wydarzeń a nie kinowej sali. Wydaje się, że niezależnie od sytuacji dziejowej, film jest po prostu trudny w odbiorze ze względu na treści, jakie przestawia. Dziwi ubogość recenzji czy opracowań powstałych po filmie oraz liczba widzów, którzy go obejrzeli. Dziś powiedzielibyśmy, że był on klapą, co zauważył Jan Borowicz. Trudności w odbiorze filmu, co pokazały już jego pierwsze projekcje, kiedy widzowie w trakcie seansów opuszczali sale kinowe, polegają na tym, że brak w nim wyraźnego kontekstu społeczno-politycznego czy głębokiej refleksji nad cierpieniem. Wosiewicz w swoim filmie poddaje wnikliwej obserwacji zachowania ludzi w obliczu ekstremalnej sytuacji. Być może ze względu na to Kornblumenblau nie trafił do kanonu filmów obozowych. Kuba Mikurda zwrócił uwagę na to, że kino polskie to kino raczej realistyczne zawierające jedynie elementy poetyckiego realizmu czy symbolizmu. W Kornblumenblau brak jest fabularnej struktury, czy ciągłej narracji - film ma budowę przypominającą utwór muzyczny, a operowanie kolorem w kolejnych scenach nadaje mu nieco onirycznego charakteru. Surrealizm kojarzymy raczej z pojedynczymi nazwiskami, Żuławskiego czy Polańskiego, którzy jednak tego rodzaju filmy, odbiegające od przyjętych reguł, tworzyli za granicą.
Bohaterem Kornblumenblau, którego scenariusz powstał na podstawie książki Kazimierza Tymińskiego pt. „Uspokoić sen”, jest Tadzik, z wykształcenia inżynier górnik, który przetrwanie w obozowej rzeczywistości zawdzięcza zbiegowi okoliczności – swemu talentowi muzycznemu i znajomości piosenki „Kornblumenblau”, czym, zaskarbia sobie sympatię niemieckiego blokowego. To właśnie blokowy kieruje Tadzika do bardzo pożądanej w obozie pracy przy obieraniu kartofli. Dalej Tadeusz zostaje kelnerem i tam znajduje kolejnego opiekuna - szefa obsługi kelnerskiej. Zdolności muzyczne Tadka zostają też docenione przez wysokich rangą obozowych oficerów, co pozwala mu ostatecznie uniknąć śmierci i przetrwać aż do wyzwolenia. Co ciekawe, Tadzik napotyka w obozie kolejnych mężczyzn, którzy niejako stają się dla niego ojcami. Bohater może nam się kojarzyć z małym dzieckiem i być może budzi on w mężczyznach poczucie, że mogą się nim zaopiekować. Jest bardziej dzieckiem niż dorosłym mężczyzną. Wie, że może grać, by przeżyć, ale nie ma w tym świadomej refleksji.
Możemy też myśleć o homoseksualnym wymiarze tych relacji. Kobiet w filmie jest niewiele: żona na zdjęciu, Żydówka w obozie idąca do pracy, obozowa prostytutka. Kobiety odległe są bezpieczne, ale te znajdujące się blisko, budzą przerażenie – kobiecość budzi w bohaterze mieszaninę uczuć fascynacji i przerażenia.
W dyskusji podjęto także wątek sprawczości samego bohatera. Nie jest jasne na ile to, co dzieje się z bohaterem filmu, jest związane z jego autonomicznym wyborem, a na ile jest on obiektem działań innych ludzi, zregresowanym i biernym. To jednak, na ile bohater filmu pozostaje bierny, może być sprawą dyskusyjną – w końcu organizuje jedzenie dla towarzyszy, mimo grożącej za to kary, czy wstawia się za kolegą u jednego z niemieckich dowódców. Można również zaobserwować wolę przetrwania i życia, kiedy Tadzik walczy o odzyskanie przyjaźni kolegów, czy ogląda się za młodą Żydówką.
Bohater jest przedstawiony w sytuacjach mających graniczny charakter i jego postępowanie też ma wiele wymiarów, czasem jest w nim wiele sprzeczności: ma pragnienia i fantazje, co sprawia, że trudno go jednoznacznie oceniać, jako bezwolną istotę w rękach innych. Źródłem stanów bohatera filmu jest bardzo pierwotna popędowość, jest on zadowolony, gdy się najadł, a przestraszony, gdy musi uciekać, choć z drugiej strony widzimy też w tym filmie wiele bezinteresownego, ludzkiego koleżeństwa, kiedy to pozornie przypadkowe osoby okazują sobie życzliwość. Pojawiła się również myśl o tym, że w ogóle organizacja życia obozowego tak bardzo wykluczała jakiekolwiek emocje i była tak przesycona okrucieństwem, że właściwie jedyne, co można było zrobić, to przetrwać obóz w roli podmiotu zredukowanego jedynie do fizjologii, choć nie udawało się ich przecież całkowicie wyrugować. Kieruje nas to w stronę analizy samej budowy filmu, zwrócono uwagę na wykorzystaną w filmie grę kontrastów: akcja rozgrywa się między wymiarem wręcz niskim czy zwierzęcym, kiedy bohater łapczywie je schabowego, a wysokim, kiedy jednocześnie słyszymy kościelny dzwonek. W tym filmie jest to przemieszane – wysoki rejestr zarezerwowany dla kultury jest wymieszany z tym, co cielesne i popędowe. To tradycja narracji obozowej przypominająca opowieści Borowskiego.
Jan Borowicz zwrócił uwagę, że film Wosiewicza, choć niewiadomo na ile świadomie, bezkompromisowo ukazuje dramat i okrucieństwo obozowej rzeczywistości. Film podąża trzecią drogą ukazania tragedii, jaką była obozowa zagłada, sytuując się pomiędzy próbą jej subtelnego zarysowania, a wpisaniem tej tragedii w sprawną hollywoodzką narrację z happy Endem. W filmie nie ma miejsca na półśrodki - kiedy oglądamy scenę gazowania, widzimy ją do samego końca, a strategia ujęcia scen przemocy, którym towarzyszy ekscytacja, jest perwersyjna. Najokrutniejsze sceny w filmie, są skonstruowane na zasadzie trójkątnej relacji, kata, widza i obserwatora. Scena stracenia więźniów obozowych jest jednocześnie spektaklem dla esesmańskich żon, natomiast całości przygląda się główny bohater Tadzik. Podobnie jest w scenie gazowania, kiedy podglądającym jest esesman, kamera i my. Pozycja widza wydaje się tyle niestabilna, co bezpieczna i zarazem ekscytująca - reżyser obsadza nas widzów w roli podglądaczy i dzieje się to wielokrotnie. Obserwator, który nie widzi i widzi zarazem, co stanowi poniekąd metaforę Polaka – obserwatora zagłady, będącego też jej uczestnikiem. Pada tu nawiązanie do książki zawierającej świadectwa Holocaustu, gdzie Jezuita, który ogląda scenę transportu do obozu poprzez płot i nie może oderwać od tej sceny wzroku, ucieka w przerażeniu, kiedy orientuje się że zostaje odkryty. Może nie tylko perspektywa kary jest przerażająca, ale też sam fakt, że sceny przemocy wzbudzają wiele ekscytacji i ciekawości. Zwrócono również uwagę na to, że pozycja obserwatora pojawia się jeszcze w innym kontekście – aktorzy nigdy nie patrzą w kamerę. Tym samym również widz nie może być nikim więcej niż tylko biernym obserwatorem okrucieństwa, dziejącego się na ekranie. Kuba Mikurda zastanawiał się, czy chwilowe milczenie na sali nie jest związane właśnie z niewygodną pozycją, w jakiej jesteśmy stawiani jako obserwatorzy, jednocześnie podekscytowani pragnieniem zemsty i znękani poczuciem winy. Nawiązano przy tym do filmu von Triera Dogville, gdzie widz zostaje przyłapany na tym, że identyfikując się z bohaterką, zaczyna pragnąć zemsty za jej krzywdy. Jednakże gdy ta sprawiedliwość nadchodzi, okazuje się tak brutalna, że aż przesadna.
Bohater jest postawiony w sytuacji bez wyjścia i niejako w nią wrzucony. Skonfrontowany z olbrzymim okrucieństwem, w celu przeżycia przyjmuje specyficzną strategię, koncentruje się na muzyce i izoluje od otaczającej go rzeczywistości – ucieka do swojego wewnętrznego świata. W dyskusji pojawiło się nawiązanie do filmu „Syn Szawła”, gdzie bohater wybiera podobne rozwiązanie i ucieka wewnętrznie od obozu i terroru. Podobnie miała się rzecz w filmie „Życie jest piękne”, którego główny bohater tworzy fikcję „zabawy w wojnę”, by uratować swojego syna i odciąć go od obozowej rzeczywistości. Możemy zastanawiać się, na ile człowiek może z tego rodzaju stanów wrócić, a na ile są one czymś, co trwale zapisuje się w ludzkiej psychice.
Kolejnym wątkiem w dyskusji była kwestia przemocy, jakiej dopuszczali się więźniowie względem siebie. Po wojnie zastanawiano się, dzięki czemu więźniowie przeżywali obozy. Nie było to związane tylko ze wsparciem i sojuszami, jakie nawiązywali. Tadeusz Borowski wprost podkreślał, że wielu więźniów przeżyło obozy właśnie dlatego, że inni ich nie przeżyli. Sytuacja uwięzienia w obozie to sytuacja całkowitego ubezwłasnowolnienia i może ona powodować identyfikację z agresorem, czyniącą przerażającą bezradność w jakimkolwiek stopniu znośną. Można pomyśleć, że jedyne na co mieli wpływ więźniowie obozów to współwięźniowie.
Bohater filmu przeżywa obóz dzięki swojemu talentowi. W ślad za taką konstatacją pojawia się także pytanie o to, czy przy tym „nie ześwinił się”, jak pisał Borowski o osobach, które przeżyły zagładę obozową. Więźniowie odwracają się od Tadzika, ale czy oni, będąc w jego położeniu, nie postąpiliby podobnie? Czyż nie każda ludzka istota skorzystałaby z pełnego talerza? Czy instynkt życia nie wygrywa w sytuacji granicznej z popędem śmierci? Jan Borowicz zwrócił uwagę na problem poczucia winy, jaki może towarzyszyć przeżyciu w takiej sytuacji. Poczucie winy może towarzyszyć także temu, że uratowany z zagłady staje się mimowolnie jej świadkiem, a tym samym zostaje mu niejako przypisana rola obserwatora, której nie jest w stanie odrzucić. Opowieści o obozach są opowieściami osób, które przeżyły. To bardzo paradoksalne, że sama chęć życia i wola przeżycia mogą wywoływać poczucia winy. Czy możemy osądzać człowieka, który chce przeżyć?
opracowanie: Gabriela Słowińska
Subskrybuj:
Posty (Atom)